Według szefa Obserwatorium, mającego siedzibę w Londynie, we wszystkich regionach Syrii panuje spokój. Jak podał, jedynie w okolicy Zabadani, w regionie Damaszku, po godzinie 6 czasu lokalnego (godz. 5 czasu polskiego) przez krótki czas słychać było eksplozje. Mieszkańcy miasta twierdzą jednak, że jest tam spokojnie. Zgodnie z planem pokojowym wynegocjowanym przez międzynarodowego wysłannika Kofiego Annana zawieszenie broni przez syryjskie siły rządowe miało nastąpić już we wtorek o godz. 6. Po 48 godzinach ten sam warunek miała spełnić opozycja. Poza rozejmem plan zakłada pomoc humanitarną dla ludności, wycofanie ciężkiej broni z dzielnic mieszkalnych oraz podjęcie rozmów na temat politycznego rozwiązania konfliktu. Rahman oświadczył jednak, że w Syrii nie stwierdzono przemieszczania się czołgów sił reżimowych. Na kilka godzin przed zawieszeniem broni wojsko w dalszym ciągu było obecne w wielu syryjskich miastach. Jeden z działaczy w mieście Hims potwierdził, że nie widać, by armia się wycofywała. "Nie ma oznak odwrotu: czołgi, snajperzy i uzbrojeni żołnierze są nadal widoczni w całym mieście" - relacjonował z Hims. Na skutek działań prowadzonych przez siły rządowe śmierć poniosło 25 kolejnych cywilów, w tym 10 w mieście Rastan, w środkowej części kraju, które od miesiąca znajduje się w rękach przeciwników reżimu - twierdzi Obserwatorium. W wyniku ostrzału zginął także oficer armii i jego kierowca. Damaszek zapowiadał, że w czwartek rano wstrzyma działania zbrojne, ale jego siły będą gotowe odpowiedzieć na każdy atak ze strony terrorystów - jak władze określają uczestników rebelii. Rewolta przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada trwa w Syrii od ponad roku. Według szacunków ONZ dotychczas śmierć poniosło ok. 9 tys. osób.