"Siły rosyjskie, irańskie oraz siły libańskiego ruchu Hezbollah", sprzymierzone z siłami prezydenta Syrii Baszara el-Asada, stacjonują w bazie T-4, która jest położona między miastem Hims a Palmirą - podało Obserwatorium, które dysponuje siecią informatorów w Syrii. Według agencji Sana syryjskiej obronie przeciwlotniczej udało się zestrzelić osiem rakiet.Reżim prezydenta Baszara el-Asada podejrzewa, że ataku dokonały USA. Siły zbrojne USA nie brały udziału w ataku z powietrza na bazę lotniczą wojsk rządowych w Syrii - poinformował w niedzielę późnym wieczorem czasu lokalnego rzecznik Pentagonu."W tym czasie (w poniedziałek rano czasu lokalnego w Syrii - red.) Departament Obrony USA nie przeprowadził żadnych nalotów w Syrii (...) Jednak nadal uważnie obserwujemy sytuację (w tym kraju) i wspieramy wysiłki dyplomatyczne mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy używają broni chemicznej, zarówno w Syrii, jak i poza nią" - stwierdził rzecznik Pentagonu. Po domniemanym użyciu w sobotę broni chemicznej w Dumie we Wschodniej Ghucie prezydent USA Donald Trump oświadczył, że prezydent Syrii Baszar el-Asad słono zapłaci za ten atak chemiczny.W niedzielę Organizacja Syrian American Medical Society (SAMS) oskarżyła syryjskie władze o atak chemiczny w sobotę wieczorem na szpital w Dumie we Wschodniej Gucie, w którym miało zginąć co najmniej 41 osób. Władze w Damaszku odrzucają te oskarżenia.Media w Libanie sugerują, że bazę lotniczą syryjskich sił powietrznych mogło zaatakować izraelskie lotnictwo.