Komunikat armii izraelskiej podaje, iż atak miał miejsce "głęboko wewnątrz terytorium Syrii", ale nie informuje, czy przeprowadziło go lotnictwo, czy też siły lądowe. Według źródeł palestyńskich w Bejrucie, samoloty izraelskie zbombardowały "opuszczony obóz szkoleniowy" Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (LFWP) w rejonie Ain Saheb, około 20 kilometrów na północny zachód od Damaszku. W rezultacie nalotu jeden człowiek został ranny. Była to prawdopodobnie pierwsza akcja zbrojna Izraela wewnątrz terytorium Syrii od czasu izraelskiej ofensywy w Libanie w 1982 roku. "Izraelskie siły obrony działały ubiegłej nocy głęboko wewnątrz terytorium Syrii i uderzyły na bazę szkoleniową, wykorzystywaną przez ugrupowania terrorystyczne, w tym Islamski Dżihad. (...) Islamski Dżihad, podobnie jak inne organizacje terrorystyczne, korzysta z pomocy i wsparcia krajów regionu - przede wszystkim Iranu i Syrii. Syria jest państwem, które sponsoruje terror i wciąż próbuje udaremnić wszelkie próby osiągnięcia spokoju i stabilności w regionie" - głosi komunikat armii izraelskiej. Atak na bazę szkoleniową Dżihadu to reakcja na wczorajszy samobójczy zamach bombowy w Hajfie, w którym zginęło 19 osób. W zamachu śmierć poniosły m.in. dwie rodziny: dziadkowie, rodzice i ich dzieci. Zginęło też czterech izraelskich Arabów. Jak ustalono, 29-letnia kobieta z Dżeninu wysadziła się w powietrze, stojąc koło wózka z kilkumiesięcznym dzieckiem. W nocy wojsko zburzyło dom terrorystki, a helikoptery ostrzelały cele w Strefie Gazy, jednak zmasowanego odwetu należy się dopiero spodziewać. W związku z zamachem znów głośno mówi się o konieczności usunięcia przywódcy Palestyńczyków Jasera Arafata. Na razie jednak nie zostanie on usunięty. Sam palestyński lider otoczył się żywymi tarczami. Arafat zapewnia, że nie ma nic wspólnego z zamachem, jednak powiązane z nim bojówki ekstremistów z Brygad Męczenników Al-Aksy wyraziły uznanie dla Islamskiego Dzihadu po wczorajszej akcji w Hajfie.