Pierwsza informacja na profilu Shellie Ross w serwisie Twitter pojawiła się 34 minuty po tym, jak ekipa ratownicza przyjechała, by reanimować jej syna. 2-letni Bryson wpadł do basenu. Pogotowie wezwał najstarszy syn. Gdy lekarze zajęli się 2-latkiem, Ross zamieściła na Twitterze krótką notkę: "Proszę, módlcie się jak jeszcze nigdy dotąd, mój syn wpadł do basenu". Pięć godzin później, gdy ratownicy orzekli, że Bryson zmarł, matka ponownie uaktualniła swój profil. "Wspomnijcie mojego cudownego syna" - napisała. Policja przyznała, że dostała już informacje o internetowej aktywności Ross podczas walki o życie jej syna. Funkcjonariusze uznali jednak, że "nie ma to żadnego związku ze śledztwem". Wpisy wywołały burzliwe dyskusje na internetowych forach. Niektórzy internauci przyznali, że początkowo podejrzewali, iż wiadomości mogą być oszustwem. "Kiedy to przeczytałem, pomyślałem sobie, że to bardzo smutne - napisał jeden z nich. - Ale potem pomyślałem "Kim musi być osoba, która twittuje o tym, że jej syn właśnie utonął".