Od kilkudziesięciu lat dla Rosjan początek listopada tradycyjnie wiązał się ze świętowaniem rewolucji bolszewickiej. Niewiele zmienił nawet upadek Związku Radzieckiego. 7 listopada w Rosji wciąż był dniem wolnym od pracy, a po ulicach miast maszerowały wojskowe defilady. Jedynie na trybunach komunistycznych kacyków zastąpili urzędnicy wybrani w mniej lub bardziej demokratycznych wyborach. W 2005 roku po raz pierwszy jest jednak inaczej - rocznica wyrzucenia Polaków z Moskwy wyparła tradycyjne obchody rocznicy pierwszego strzału z krążownika "Aurora", który rozpoczął bolszewicką rewolucję. Czy to wyraz pogłębiania się wzajemnej niechęci między Polską a Rosją? Jedność zamiast rewolucji Przerwania tradycji świętowania rocznicy przewrotu dokonanego przez Włodzimierza Lenina domagała się od rozpadu ZSRR zwiększająca wciąż swe wpływy rosyjska Cerkiew prawosławna, która przypominała, że jednym z głównych celów bolszewików było wykorzenienie religii. Likwidacji święta rewolucji chciał też Kreml, gdyż komuniści wykorzystywali je do organizowania wystąpień przeciwko prezydentowi i rządowi. Ostatecznie w grudniu ubiegłego roku w Dumie został przeforsowany projekt zakładający zniesienie rocznicy rewolucji i zastąpienie jej Dniem Jedności Narodowej. Co kryje się pod tą nazwą? Otóż 4 listopada rosyjscy wyznawcy prawosławia obchodzą Dzień Matki Bożej Kazańskiej. Święto ustanowiono na pamiątkę wydarzeń z początku XVII wieku. W 1609 r. wybuchła wojna polsko-rosyjska. Polski król, Zygmunt III Waza, próbował wykorzystać kryzys caratu w Moskwie i zbrojnie przejąć władzę. Już rok później hetman Stanisław Żółkiewski mógł się rozgościć na Kremlu. Polskie rządy w Rosji trwały trzy lata, a kres położyło im ludowe powstanie w 1612 r. Nad bojarami, którzy na początku listopada rozprawili się z Polakami, czuwała - jak wierzą Rosjanie - Matka Boża Kazańska, zwana od tej pory "Wyzwolicielką Rusi". Warto dodać, że 4 listopada był już w Rosji świętem państwowym od 1649 do 1917 roku. Zgodnie z tradycją, nazywało się ono jednak Dniem Ikony Matki Boskiej Kazańskiej. Święto antypolskie? Pomysł powrotu do świętowania wygnania Polaków z Kremla zbiegł się w czasie z dużym napięciem w stosunkach polsko-rosyjskich. Nic więc dziwnego, że pojawiły się obawy, iż święto nabierze antypolskiego charakteru. Jak pisał Norman Davies, "w mitologii rosyjskiej Polak jest na ogół obsadzany w roli wiecznego wroga z Zachodu, zdrajcy Słowiańszczyzny, religijnego przeciwnika Kościoła prawosławnego, głównego sprzymierzeńca knujących obcokrajowców, który nieustannie gotuje się do najazdu na Rosję i do podeptania jej tradycyjnych wartości". Rosjanie uspokajają jednak, że Dzień Jedności Narodowej nie ma wymiaru antypolskiego. - Dzień Jedności Narodowej nie ma żadnego antypolskiego kontekstu. Święto upamiętnia zakończenie smuty - okresu, w którym Rosja była całkowicie zdezintegrowana. Nie ma tu znaczenia, czy za sprawą Polski, Niemiec czy innych państw - przekonuje minister edukacji i nauki, Andriej Fursenko. - Jest to dzień, w którym zrozumieliśmy, że Rosja powinna stanowić jedność, pojednać się wewnętrznie i iść naprzód jako zwarte państwo, opierające się na własnych siłach. Żadnego innego kontekstu święto to nie ma - oświadczył Fursenko. Także metropolita kałuski i borowski Klemens zwraca uwagę, że 4 listopada 1612 roku Moskwa została uwolniona nie tylko od Polaków, ale także od niektórych Rosjan. Jego zdaniem, decydowały się wówczas losy Rosji. Według hierarchy, Moskwa była wtedy o wiele mniej znaczącym i mniejszym miastem niż Warszawa, a nawet Kijów, rozstrzygało się więc, gdzie będzie centrum słowiańskiego imperium i który ze słowiańskich narodów stanie się pierwszym wśród równych. W dobie napiętych stosunków na linii Warszawa - Moskwa wątpliwości jednak pozostają. Zwłaszcza, że władze zgodziły się już na świąteczne manifestacje radykalnych ugrupowań nacjonalistycznych na ulicach Moskwy. O tym, jaki rzeczywiście charakter będzie miało nowe święto, przekonamy się więc zapewne dopiero z czasem.