George W. Bush nazwał sobotnią decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ "wyraźnym sygnałem". Ambasador Korei Płn przy ONZ Pak Gil Jon oświadczył, że jego kraj "całkowicie odrzuca" rezolucję i zagroził "kontrposunięciami". W sobotę Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła jednogłośnie rezolucję o sankcjach przeciwko Korei Północnej w odpowiedzi na przeprowadzoną przez ten kraj w poprzedni poniedziałek podziemną próbę nuklearną. Rezolucja domaga się od reżimu w Phenianie likwidacji broni atomowej, chociaż nie zawiera ostatecznie groźby użycia siły. Sformułowania, które można by tak zinterpretować, i które forsowała administracja USA w pierwotnym projekcie rezolucji, zostały z niej usunięte pod naciskiem Chin i Rosji. W rezolucji zabrania się importu przez Koreę Północną wszelkich materiałów i urządzeń, które mogłyby zostać wykorzystane do produkcji broni atomowej albo rakiet balistycznych. Mają temu służyć międzynarodowe inspekcje ładunków transportowanych do tego kraju. Reżimowi Kim Dzong Ila zabroniono także eksportu broni i materiałów nuklearnych. Rezolucja wprowadza poza tym embargo na dostarczanie mu podstawowych rodzajów broni konwencjonalnej, tj. czołgów, samolotów bojowych, rakiet i okrętów wojennych. Dodatkowo, zamrożono wszelkie zagraniczne aktywa bankowe przedstawicieli rządu północnokoreańskiego związanych z programem nuklearnym, oraz zakazano wydawania im wiz wjazdowych, aby nie mogli podróżować. Rezolucja zabrania też sprzedawania Korei Północnej artykułów luksusowych. Jeszcze w piątek, czyniąc aluzję do słabości północnokoreańskiego dyktatora do zachodnich artykułów luksusowych, takich jak koniak, amerykański ambasador przy ONZ John Bolton ujawnił, że sankcje przyniosą Kim Dzong Ilowi "małą dietę". Uchwalenie rezolucji poprzedziły trwające prawie tydzień negocjacje, głównie między USA a Chinami i Rosją. Te dwa ostatnie kraje domagały się złagodzenia pierwotnego projektu, argumentując, że zbyt surowe sankcje i groźba użycia siły doprowadzi do eskalacji napięcia i zamknie drogę do dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Rząd amerykański podkreśla, że rezolucja ONZ jest ważnym krokiem na rzecz eliminacji zagrożenia ze strony Korei Północnej. - Jesteśmy zadowoleni, że Rada Bezpieczeństwa jest zjednoczona w potępieniu reżimu Korei Północnej i przygotowana do przeciwstawienia się groźbie, jaką stanowi jej program nuklearny - powiedział ambasador Bolton podczas debaty po uchwaleniu rezolucji. - Rezolucja zdecydowanie pokazuje, że Rada nie będzie tolerować rozprzestrzeniania broni masowego rażenia - powiedział potem dziennikarzom w ONZ, dodając, że "powinno to stanowić sygnał także dla Iranu". Zadowolenia nie krył prezydent George W. Bush. "To wyraźny sygnał": świat jest zjednoczony w sprzeciwie wobec północnokoreańskich zbrojeń nuklearnych. Prezydent USA zapewnił jednocześnie, że jeśli Phenian zakończy w sposób dający się zweryfikować realizację swego programu atomowego, wówczas Ameryka i inne państwa gotowe są wesprzeć zubożałą Koreę Północną gospodarczo. W pierwszych komentarzach pojawiają się różne oceny znaczenia uchwalonej rezolucji. Amerykański ekspert zbrojeniowy telewizji Fox News, Joseph Cirincione, powiedział, że jest ona wielkim sukcesem USA i osobiście Boltona - dyplomaty budzącego kontrowersje, uważanego przez krytyków za zbyt konfrontacyjnego. Były ambasador USA w Korei Południowej, Stephen Bosworth, też uznał rezolucję za pozytywny krok naprzód, ale powiedział, że "nie zmieni ona zachowania reżimu północnokoreańskiego". Już podczas debaty w Radzie Bezpieczeństwa ambasador Korei Północnej przy ONZ Pak Gil Jon oświadczył, że jego kraj "całkowicie odrzuca" uchwaloną rezolucję. Zagroził, że jeśli Rada będzie podążała dotychczasowym kursem, wówczas KRLD uzna to za "wypowiedzenie wojny". Amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Zbigniew Lewicki uważa, że rezolucja nic nie da, "chociaż byłoby źle, gdyby jej nie podjęto". W rozmowie z PAP podkreślił, że wszyscy boją się irracjonalnych zachowań reżimu północnokoreańskiego. "Przyciśnięty do muru Kim Dzong Il może wykonać jakiś ruch rozpaczy i wszyscy chcą tego uniknąć". Zdaniem politologa dr. Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, rezolucja jest "bardzo słaba". - Rezolucja została sprowadzona do zera przez Chiny i Rosję. Nie dlatego, że one chcą rozprzestrzeniania broni nuklearnej. Chodzi o strefę wpływów. Zarówno Rosja jak i Chiny uważają Koreę Płn., a najchętniej całą Koreę, za swoją strefę wpływów i nie chcą, aby zewnętrzne mocarstwa rozstrzygały sprawy w tej strefie - uznał Kostrzewa-Zorbas. W opinii niedzielnego "New York Timesa" sankcje są zbyt łagodne w sytuacji rosnącego zagrożenia atomowego na świecie. Według dziennika, elitarny klub atomowy może obecnie liczyć dziewięć krajów - faktycznie jednak, zdaniem atomistów, aż 40 państw świata (w tym m.in. Japonia czy Korea Południowa) dysponuje wiedzą techniczną, a w niektórych przypadkach także materiałami potrzebnymi do budowy bomby atomowej. Zobacz nasz raport: Nuklearna Korea Północna