W opublikowanym w sobotę wywiadzie Cichanouska powiedziała również, że czuje się zobowiązana zrobić wszystko, co w jej mocy, by wesprzeć protestujących na Białorusi, ale nie będzie ponownie kandydować na prezydenta. - Podczas kampanii nie postrzegałam siebie jako polityka, ale zmuszałam się, żeby iść do przodu - przyznała. - Nie widzę siebie w polityce. Nie jestem politykiem - wyjaśniła. Cichanouska, która startowała w wyborach przeciwko Łukaszence po tym, jak jej mąż, znany wideobloger, trafił do więzienia, uważa, że los przydzielił jej rolę, której nie ma prawa odrzucić. - To mój los i moja misja, i nie mam prawa odejść. (...) Wszyscy ludzie, którzy głosowali na mnie na Białorusi potrzebują mnie jako symbolu, potrzebują osoby, na którą głosowali. Nie mogłabym zdradzić swoich ludzi - podkreśliła. Do Cichanouskiej dzwonią przywódcy Cichanouska poinformowała, że dzwonią do niej przywódcy międzynarodowi, m.in. z Polski, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Litwy, Łotwy, Estonii, którzy pytają, jak mogą pomóc. Żaden nie złożył jej jednak konkretnych obietnic i żaden nie uznał jej za prezydenta-elekta. - Rozumiem, że nie mają oni prawa i możliwości ingerowania w wewnętrzne sprawy naszego kraju (...) Prosiłam wszystkich o poszanowanie niepodległości i suwerenności naszego kraju - powiedziała. - Nie mam powodu kontaktować się z (prezydentem Rosji Władimirem) Putinem - zapewniła Cichanouska, która przebywa obecnie na Litwie. - Nie mam o co go prosić oprócz (poszanowania) suwerenności Białorusi - dodała, zaznaczając, że o stosunkach z innymi państwami nie powinna decydować ona, ale nowy prezydent i naród białoruski. Cichanouska wyraziła również przekonanie, że autorytet Łukaszenki został wystawiony na szwank i że na Białorusi sprawy będą wyglądały teraz inaczej, nawet gdyby udało mu się utrzymać władzę. - Białorusini zmienili się w tym roku, nie będą w stanie zaakceptować go jako nowego prezydenta i nie pozwolą mu traktować się tak jak wcześniej" - tłumaczyła. "Jestem pewna, że prędzej czy później będzie on musiał odejść - zapewniła była kandydatka na prezydenta. Przyznała też, że na Litwie czuje się bezpiecznie i ma ochroniarzy, ale odmówiła dalszych komentarzy na temat swojego bezpieczeństwa. - Mam nadzieję wrócić kiedyś na Białoruś - podkreśliła. Wyjechała na Litwę W ubiegłym tygodniu Cichanouska została zmuszona do opuszczenia Białorusi. Przybyła na Litwę, gdzie już wcześniej przebywały jej dzieci. W sobotnim wywiadzie podziękowała litewskim władzom za wsparcie. UE nie uznała wyników wyborów prezydenckich na Białorusi, w których według oficjalnych danych ubiegający się o reelekcję Łukaszenka miał zdobyć 80,1 proc., a Cichanouska - 10,1 proc. głosów. Wielu Białorusinów uważa, że wyniki zostały sfałszowane. Podczas protestów powyborczych w kraju co najmniej trzy osoby zginęły, a 200 zostało rannych. W ubiegłym tygodniu zatrzymano blisko 7 tys. osób; wiele brutalnie pobito. Jest kilkudziesięciu zaginionych. - Byłam wstrząśnięta, kiedy zobaczyłam doniesienia o rannych protestujących - powiedziała Cichanouska.