Rzecznik Białego Domu Josh Earnest powiedział dziennikarzom na pokładzie samolotu prezydenckiego Air Force One, że na skutek "powtarzających się aktów przemocy przeciwko ludności Syrii" Asad utracił prawo do przewodzenia krajowi. "Społeczność międzynarodowa powinna podjąć działania skoordynowane z ONZ" - dodał rzecznik, który towarzyszył prezydentowi Barackowi Obamie w drodze do Wirginii na spotkanie wyborcze. "To koszmar - napisała na Twitterze Susan Rice, ambasador USA w ONZ. -Pokazuje on "w dramatyczny sposób, jak niezbędne są środki powstrzymujące (przemoc) w Syrii". Piętnaście państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa ONZ podjęło w piątek na nowo debatę nad dwoma konkurencyjnymi tekstami rezolucji. Jeden, przygotowany z inicjatywy państw zachodnich, grozi sankcjami, jeśli ciężka broń nie zostanie wycofana z miast syryjskich. Drugi - z inspiracji Rosji - pomija możliwość zastosowania sankcji. Francja ponownie wezwała Radę Bezpieczeństwa do "przyjęcia na siebie odpowiedzialności". Masakrę w Tremseh potępiły szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton i sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Moskwa, potępiając piątkową rzeź, wezwała do przeprowadzenia śledztwa w sprawie rozlewu krwi, który służy - jak podkreślono - interesom stron pragnących podsycać płomień konfliktu religijnego w Syrii. Ponownie nawiązała w ten sposób do faktu, że wśród syryjskiej opozycji i powstańców przeważają muzułmanie sunnici, podczas gdy większość establishmentu rządowego rekrutuje się spośród alawitów (wyznawców skrajnego odłamu szyizmu). Rosyjski MSZ nie wymienił bezpośrednio w swym oświadczeniu potępiającym masakrę w Tremseh jej sprawców. Obserwatorzy z ramienia ONZ określili natarcie syryjskich sił reżimowych w zachodniej prowincji Hama jako "rozszerzenie operacji Syryjskich Arabskich Sił Powietrznych, które kontynuują ataki na wielką skalę przeciwko gęsto zaludnionym obszarom miejskim na północ od miasta Hama". Prowincja Hama, serce ruchu oporu wobec reżimu, jest w ich ocenie celem najokrutniejszych ataków i represji, do jakich doszło w ciągu 16 miesięcy powstania przeciwko Asadowi. Powodem narastającego zaniepokojenia światowej opinii publicznej rozwojem sytuacji w Syrii stały się też w piątek najnowsze doniesienia, według których rząd syryjski rozpoczął przemieszczanie części swego potężnego arsenału broni chemicznej. Według dziennika "The Wall Street Journal" wywozi ją obecnie z magazynów, w których była składowana. Chodzi o sarin, gaz musztardowy i cyjanek. Według cytowanego dziennika "niektórzy amerykańscy funkcjonariusze" obawiają się, iż rząd w Damaszku "będzie chciał użyć tej broni przeciwko cywilnym powstańcom, co może mu posłużyć częściowo do czystki etnicznej". Zdaniem innych urzędników, których dziennik również nie identyfikuje, być może jednak chodzi o zabezpieczenie broni chemicznej, aby nie trafiła w ręce powstańców. W artykule cytuje się oświadczenie rzecznika syryjskiego MSZ, który kategorycznie zaprzecza informacji o przerzucaniu broni chemicznej. W piątek syryjskie źródła opozycyjne, m.in. Obserwatorium Praw Człowieka, podały, że tego dnia zginęło z rąk wojsk rządowych i milicji Szabiha, która w czwartek dokonała rzezi mieszkańców wsi Tremseh i okolic, co najmniej 50 osób. Wśród ofiar jest wielu uczestników piątkowych demonstracji przeciwko tej rzezi. Tremseh była w piątek nadal otoczona przez milicję Szabiha i wojsko - poinformował telefonicznie hiszpańską agencję EFE Abu Gazi, działacz opozycyjny. Wtargnęli oni w pewnym momencie do wsi i stoczyli walkę z oddziałem Wolnej Armii Syryjskiej (WAS). Gazi twierdzi, iż żołnierze WAS zdołali utorować drogę ucieczki mieszkańcom, ponieśli jednak ciężkie straty. Były także ofiary wśród ludności cywilnej. Piątkowa masakra w Tremseh, być może jedna z najbardziej krwawych od początku powstania syryjskiego, stawia pod znakiem zapytania wartość obecnej mediacji międzynarodowej w konflikcie syryjskim - pisze EFE. Przypomina, że Rosja i Chiny bojkotują wszelkie próby potępienia reżimu syryjskiego w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.