po raz pierwszy przyznał, że jego administracja popełniła w Iraku błędy, za które - jak powiedział - odpowiedzialność spoczywa tylko na nim. Zdaniem Busha, dodatkowe 20 tysięcy żołnierzy doprowadzi do ograniczenia przemocy głównie w Bagdadzie i okolicach, gdzie sytuacja pod względem bezpieczeństwa jest najgorsza. Prezydent ogłosił ponadto nasilenie ofensywy dyplomatycznej na Bliskim Wschodzie, mającej przekonać arabskie kraje regionu, aby poparły wysiłki USA w Iraku. W czasie wystąpienia Busha i później pod Białym Domem demonstrowali przeciwnicy amerykańskiej operacji w Iraku. Przemówienie spotkało się też z ostrą krytyką amerykańskich Demokratów i sceptycznymi reakcjami niezależnych ekspertów. Według nich, eskalacja działań militarnych nic nie zmieni, ponieważ w Iraku faktycznie toczy się wojna domowa. Kluczem do jej zakończenia są rozwiązania polityczne, których wybór należy do samych Irakijczyków. W oficjalnej replice opozycji, zastępca lidera demokratycznej większości w Senacie USA Richard Durbin zarzucił Bushowi, że decydując się na zwiększenie wojsk w Iraku wybrał "błędny kierunek" i zauważył, że nadszedł czas, aby zacząć wycofywanie amerykańskich oddziałów z Iraku. Sekretarz stanu powiedziała w Kongresie, że Stany Zjednoczone nie przewidują zwiększenia liczby wojsk innych państw w Iraku. Szefowa amerykańskiej dyplomacji wystąpiła przed Komisją Spraw Zagranicznych Senatu. O wojska państw sojuszniczych - Wielkiej Brytanii, Australii, Korei Południowej i Polski - pytał republikański senator Chuck Hagel. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Margaret Beckett zdystansowała się od stanowiska Waszyngtonu i oświadczyła, że Londyn "nie ma zamiaru" wysyłać większej liczby żołnierzy do Iraku. Dodała, że jej kraj nadal będzie "stopniowo" dążył do przekazania odpowiedzialności za bezpieczeństwo władzom w Bagdadzie. Szef MSZ Francji Philippe Douste-Blazy oświadczył, że do rozwiązania kwestii irackiej potrzebne są środki wykraczające poza zwiększenie liczby wojsk. Jego zdaniem konieczny jest "udział wszystkich sił obywatelskich, politycznych i religijnych w życiu irackiego społeczeństwa". Przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji Władimir Szamanow powiedział, że dodatkowa liczba żołnierzy USA "nie będzie w stanie radykalnie zmienić sytuacji, aby zagwarantować pokój i bezpieczeństwo" Irakowi. "George W. Bush żyje we własnym świecie - skomentował wystąpienie amerykańskiego prezydenta przywódca duńskiej opozycji socjaldemokratycznej Helle Thorning-Schmidt. - Mamy do czynienia z upartym prezydentem, który trwa przy niepewnej strategii". Zmianę strategii z zadowoleniem przyjął natomiast rząd w Bagdadzie i amerykańscy Republikanie, m.in. senator John MacCain, który opowiada się za wysłaniem do Iraku jeszcze większej liczby wojsk. Nowy plan poparli też sojusznicy Ameryki w Azji i Australii. Korea Południowa, Japonia i Australia obiecały dalsze wsparcie dla amerykańskich działań. Australijski premier uznał plan Busha za "bardzo jasny, spokojny i realistyczny". Podobne stanowisko wyraził szef dyplomacji Japonii Taro Aso.