Do urn wyborczych pójdą w niedzielę mieszkańcy Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynatu w południowo-zachodniej części Niemiec oraz Saksonii-Anhaltu na wschodzie kraju. Komentatorzy określają głosowanie w trzech krajach związkowych liczących łącznie prawie 17 mln mieszkańców (jedna piąta ludności kraju) mianem niemieckiej "Super Sunday". Nic dziwnego - po raz pierwszy od wybuchu w lecie zeszłego roku kryzysu migracyjnego, który mocno podzielił społeczeństwo, obywatele Niemiec będą mieli okazję za pomocą kartki wyborczej poprzeć lub odrzucić kontrowersyjną politykę migracyjną rządu kierowanego przez Merkel. W zeszłym roku do Niemiec przyjechało ponad 1 mln imigrantów, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Większość z nich przekroczyła granicę kraju po 4 września, po podjętej przez Merkel na własną rękę decyzji o udzieleniu schronienia uchodźcom z Syrii koczującym na dworcu w Budapeszcie. Niepokój wśród przedstawicieli partii politycznych reprezentowanych w Bundestagu wzbudza rosnące od miesięcy poparcie dla Alternatywy dla Niemiec (AfD) - istniejącego od niespełna trzech lat prawicowo-populistycznego ugrupowania, domagającego się zamknięcia niemieckich granic państwowych i zaprzestania przyjmowania uchodźców. W sondażach AfD wysunęła się w skali całego kraju na trzecie miejsce - po chrześcijańskich demokratach (CDU/CSU) i socjaldemokratach (SPD), a przed Zielonymi i Lewicą. Antysystemowa partia, która domaga się zaprzestania przyjmowania uchodźców z krajów arabskich i szybkiej deportacji tych, którym odmówiono azylu, zamknięcia granicy i dymisji Merkel, może, jeśli wierzyć sondażom, zdobyć w niedzielę w obu landach zachodnich więcej niż 10 proc. głosów, a w Saksonii-Anhalcie zbliżyć się do granicy 20 proc. Dobry wynik AfD osłabi przede wszystkim CDU, choć stracą także inne partie, i utrudni tworzenie przyszłych koalicji. Prawicowi populiści, obecni już w kilku innych landtagach, zdobędą kolejne forum dla antyimigranckiej propagandy. Komentatorzy i eksperci zastanawiają się, czy spodziewany słaby wynik CDU i równoczesny sukces AfD może zagrozić pozycji Merkel, czy może skłonić ją do zmiany polityki wobec uchodźców, czy też wręcz do rezygnacji ze stanowiska. "To wykluczone" - mówi PAP Andrea Roemmele z Hertie School of Governance w Berlinie. Jej zdaniem problem imigrantów stał się dla Merkel "kwestią życia i śmierci", ważniejszą od zjednoczenia kraju na przełomie lat 80. i 90. "Stanowisko Merkel jest klarowne i nie ulegnie zmianie, a jego fundamentem jest europejskie rozwiązanie problemu imigrantów" - tłumaczy Roemmele. "W CDU szefowa rządu i partii nie ma konkurencji i nikt nie jest w stanie jej zagrozić" - zaznacza ekspertka. Roemmele uważa, że kiepski wynik CDU w niedzielnych wyborach może paradoksalnie wzmocnić Merkel. Jak przypomina, będący "jedynkami" CDU w wyborach Guido Wolf w Badenii-Wirtembergii i Julia Kloeckner w Nadrenii-Palatynacie publicznie zdystansowali się w minionych tygodniach od polityki migracyjnej Merkel, licząc na to, że w ten sposób poprawią swoje szanse wyborcze. W rzeczywistości krytyka pod adresem Merkel spowodowała spadek poparcia. "Jeśli CDU przegra, Merkel będzie mogła zrzucić odpowiedzialność na Wolfa i Kloeckner, tłumacząc, że kto dystansuje się od niej, ten przegrywa. Skutkiem może być zwarcie szeregów CDU" - powiedziała Roemmele dziennikarzom. Sama Merkel bagatelizuje znaczenie wyborów. "Po wyborach będę nadal, tak jak przed wyborami, pracować nad rozwiązaniem problemu imigrantów" - zapowiedziała lakonicznie w niedawnym wywiadzie dla telewizji publicznej ARD. Szefowa rządu liczyła na zawarcie już w poniedziałek podczas nadzwyczajnego szczytu UE porozumienia z Turcją w sprawie uchodźców, co wzmocniłoby jej pozycję w ostatnich dniach kampanii przedwyborczej, jednak szefowie 28 państw Unii przełożyli ostateczną decyzję na przyszły tydzień. Mimo to obserwowany od kilku miesięcy spadek popularności Merkel uległ wyhamowaniu. Pomimo trwającego sporu o politykę wobec imigrantów poparcie dla szefowej rządu i przewodniczącej CDU wzrosło, według opublikowanego w środę sondażu, do poziomu najwyższego od początku tego roku. 50 proc. uczestników sondażu - o dwa punkty procentowe więcej niż tydzień temu - opowiedziało się za pozostaniem Merkel na stanowisku kanclerza Niemiec; jej potencjalny główny rywal, szef SPD Sigmar Gabriel dostał 13 proc. - o jeden punkt procentowy mniej niż w poprzednio. Lepsze wyniki Merkel nie przekładają się jednak na sytuację CDU, która w niedzielnych wyborach musi liczyć się z poważnymi stratami. Najbardziej bolesna będzie dla chadeków porażka w Badenii-Wirtembergii, jednym z największych i najsilniejszych ekonomicznie krajów związkowych będących do niedawna tradycyjnym bastionem CDU. Chrześcijańscy demokraci rządzili w tym landzie nieprzerwanie od 1953 do 2011 roku. Pięć lat temu fotel premiera nieoczekiwanie odebrał im polityk Zielonych Winfried Kretschmann. Jego zwycięstwo CDU uznała za łatwy do skorygowania "wypadek przy pracy", jednak najnowsze sondaże wskazują na to, że Kretschmann zachowa fotel premiera przez kolejne pięć lat. Z sondaży "Politbarometer" telewizji ZDF wynika, że Zieloni mogą liczyć na 32 proc. głosów i wyprzedzają CDU z 29-proc. poparciem. W bezpośrednim porównaniu Kretschmann deklasuje kandydata CDU Wolfa w stosunku 67:17. W Nadrenii-Palatynacie CDU, kierowana przez atrakcyjną byłą królową winobrania Julię Kloeckner, była przez długi czas pewna zwycięstwa nad rządzącą od ćwierć wieku tym landem SPD. Jednak krytyczna ocena polityki migracyjnej rządu centralnego w Berlinie spowodowała spadek poparcia dla chadeków. Podejmowane przez Kloeckner rozpaczliwe próby odwrócenia niekorzystnego trendu poprzez zdystansowanie się od Merkel tylko pogorszyły sytuację. Na dwa dni przed głosowaniem SPD cieszy się poparciem 36 proc. wyborców, a CDU 35 proc. W Saksonii-Anhalcie CDU uzyskująca w sondażach 32 proc. może być raczej pewna utrzymania się przy władzy. Natomiast koalicyjny partner chadeków może liczyć na poparcie tylko 14 proc. wyborców, co stawia pod znakiem zapytania możliwość kontynuowania koalicyjnego rządu. W trapionym licznymi problemami ekonomicznymi landzie mocną pozycję ma tradycyjnie Lewica - 21 proc. Sprzeciw wobec imigrantów, dużo silniejszy niż na Zachodzie Niemiec, spowodował, że na prawicowych populistów z AfD chce głosować 18 proc. ankietowanych. Trudna sytuacja własnej partii nie robi na Merkel większego wrażenia. W wywiadzie dla ARD pod koniec lutego kanclerz powiedziała, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby ją do zmiany polityki, która jest "słuszna i logiczna". Opiniotwórczy tygodnik "Die Zeit" pisze w najnowszym wydaniu, że wyniki wyborów lokalnych mają "zerowy wpływ" na przyszłość i dalszą karierę szefowej rządu. "Merkel chce zjednoczyć Europę, chce pomóc zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie, poskromić Rosję. Nadrenia-Palatynat nie zajmuje zbyt dużo miejsca na mapie jej myślenia" - piszą autorzy komentarza Mariam Lau i Matthias Krupa. Z Berlina Jacek Lepiarz