"Kto ponosi winę za wojnę?" - pyta autor komentarza, szef redakcji zagranicznej gazety Stefan Kornelius. Zastrzega przy tym od razu, że niemożliwe jest wypracowanie wspólnej wersji wydarzeń, ponieważ po obu stronach powstały "dwie sprzeczne ze sobą historiografie z wykluczającymi się narracjami, interpretacjami i wnioskami". Zerwanie nastąpiło na wiosnę br., gdy kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że Putin żyje chyba "w innym świecie". W tym momencie oboje polityków, reprezentujących podobny styl argumentowania, "straciło płaszczyznę do rozmów". Unia Europejska i USA popełniły błędy - ocenia niemiecka gazeta, podkreślając, że prezydent USA Barack Obama nie powinien był degradować Rosji do rangi "regionalnego mocarstwa". Bruksela powinna była prowadzić negocjacje z Ukrainą o umowie stowarzyszeniowej w bardziej otwarty sposób. Należało też mocniej włączyć Rosję do rozmów - wylicza Kornelius. Niemiecki dziennikarz zwraca jednak uwagę, że UE już 10 lat temu proponowała Rosji partnerstwo dla modernizacji, a NATO też zabiegało o współpracę z Moskwą. Jak zaznacza dziennik, Rosja poszukuje od rozpadu ZSRR swojego miejsca i jak się wydaje znalazła je w "autorytarnym, centralistycznym, pionowym systemie władzy". "Takiego rozumienia władzy nie da się pogodzić z wyobrażeniami Zachodu na temat demokracji i praworządności" - czytamy. "Decyzję o eskalacji konfliktu podjęła jedna osoba - prezydent Rosji" - pisze Kornelius. Putin odpowiedział wojną hybrydową na polityczny proces zbliżenia (Ukrainy do UE). 28 listopada 2013 roku zbuntował się ukraiński naród uważając, że okradziono go z marzeń. Kto ignoruje wolę większości Ukraińców i oskarża UE o podżeganie do wojny, ten nie rozumie ani Europy, ani sposobu funkcjonowania Zachodu. Nikt nie jest zainteresowany w upokarzaniu Rosji, nikt też nie chce jej zniszczyć - zapewnia "SZ". "Rosja jest częścią Europy. Chodzi jednak o to, jaki charakter ma mieć ta Europa - czy ma mieć wolną czy narzuconą wolę" - zastanawia się komentator niemieckiej gazety.