Autor komentarza opublikowanego we wtorek zwraca uwagę, że na Zachodzie coraz częściej pojawiają się określenia "ukraińska opozycja skupiona wokół Kliczki" i "lider opozycji Kliczko", co sugeruje, że słynny bokser ma stać się "człowiekiem Zachodu" na Ukrainie. W tym celu Zachód doradza mu i popiera go, ponieważ jego retoryczne zdolności pozostawiają jeszcze wiele do życzenia i brak mu politycznego doświadczenia - czytamy w "SZ"."Jest tylko jeden problem: co się stanie, jeżeli Ukraińcy będą mieli w tej kwestii inne zdanie?" - zastanawia się komentator, ostrzegając, że UE grozi powtórka błędu popełnionego w negocjacjach o umowie stowarzyszeniowej, który przyczynił się do fiaska rozmów. "Bruksela i Berlin obserwują sytuację na Ukrainie z eurocentrycznego punktu widzenia i w dodatku z dużą dozą pewności siebie" - zauważa "SZ". Komentator apeluje, by nie zapominać, że ukraińska opozycja to coś więcej niż tylko jeden człowiek. Opozycja jest podzielona, chociaż nazywa się "zjednoczoną". Obecna ścisła kooperacja wynika z przekonania, że rewolucja przeciwko reżimowi może się udać tylko pod warunkiem zjednoczenia sił. Jeżeli jednak rząd ustąpi i dojdzie do nowych wyborów, to każdy zacznie walkę na własną rękę - przewiduje "SZ". Publicysta gazety zaznacza, że publicznie występują razem zwykle trzej politycy - oprócz Kliczki z partii Udar, Arsenij Jaceniuk z Batkiwszczyny i nacjonalista Ołeh Tiahnybok. "W stolicach europejskich pomija się całkowicie ten fakt" - pisze "SZ". A przecież jest jeszcze sama Julia Tymoszenko, a także umiarkowane siły w Partii Regionów, które cieszą się większym poparciem na wschodzie kraju niż polityk popierany przez Zachód. UE może popierać "swojego człowieka", jednak na pomoc zasłużył cały ukraiński naród - konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".