Komentator niemieckiej gazety przytacza na początek opinię irackiego premiera Nuriego al-Malikiego, który twierdzi, że po ewentualnym upadku prezydenta Baszara el-Asada w Syrii powstanie próżnia, którą zapełnią syryjscy bojownicy Al-Kaidy, zdecydowani na kontynuowanie świętej wojny. Następstwem będzie to, co w Iraku: permanentne walki, jatka, niekończące się cierpienia i koniec wszelkich demokratycznych zmian. "Maliki nie jest jasnowidzem, lecz widzi to, co oczywiste" - czytamy w "SZ".Dziennik zwraca uwagę na brak zgody wśród ministrów spraw zagranicznych krajów G8 co do dalszej strategii wobec Syrii i pisze, że w powstaniu przeciwko Asadowi "uprawnione żądania 'wolności, sprawiedliwości i godności', kierowane pod adresem pozbawionego skrupułów władcy, przekształciły się w bratobójczą wojnę, w której obok spersonifikowanego zła w postaci Asada niemal nie ma tych dobrych". "SZ" pisze, że w konflikcie uczestniczą ugrupowania przeróżnej maści, a pomiędzy nimi znajdują się cywile, którzy płacą wysoką cenę. Euforia wywołana faktem, że arabska wiosna dotarła do Syrii, spowodowała, że o "mutacji konfliktu" przez długi czas się nie mówiło - zauważa komentator, dodając, że politycy i dziennikarze rozprawiali o demokracji "tam, gdzie już od dawna jej nie było". "Najwyższy czas, by to przyznać" - podkreśla "SZ". Mrzonką były też nadzieje na zdolność wspólnoty międzynarodowej do rozwiązania konfliktu w Syrii za pomocą negocjacji lub interwencji - ocenia komentator. Powstanie składało się, jego zdaniem, od początku z dwóch poziomów konfliktu: pierwszym była walka Syryjczyków z Syryjczykami w celu przepędzenia znienawidzonego dyktatora, drugim była wojna prowadzona przez kraje sąsiadujące z Syrią i ich sojuszników. Zdaniem "SZ" byłoby uproszczeniem obarczanie odpowiedzialnością za niepowodzenie polityki wobec Syrii tylko Amerykanów i Europejczyków; Irańczycy i ich libański Hezbollah wspierają Asada za pomocą broni i bojowników, a Chińczycy i Rosjanie zgłaszają zastrzeżenia wobec interwencji. W dodatku władcy krajów znad Zatoki Perskiej, których dotychczas ominęła rewolucja, "opacznie pojmują wydarzenia w Syrii jako historyczną szansę na utrzymanie rewolucji na dystans od swych pałaców" - czytamy w "SZ". "Posiwiali władcy Arabii Saudyjskiej mają więcej ropy niż legitymacji do rządzenia" - zauważa komentator i dodaje: wojna na obcym terytorium jest dla nich okazją, by co bardziej zapalczywych obywateli wysłać na dżihad do Syrii "w nadziei, że nigdy nie wrócą". "SZ" nazywa Katar "militarnym karłem" i sugeruje, że katarski emir poprze każdy bunt, jeżeli może to przyczynić się do wzrostu międzynarodowego znaczenie jego kraju: "Dlaczego więc nie miałby wysyłać broni dla syryjskich rebeliantów?" "Na uratowanie Syrii jest już za późno. Kraj wykrwawi się, tak jak wykrwawia się od trzech dziesięcioleci Afganistan. Być może od początku nie można było uniknąć fiaska. Faktem jest, że w Syrii zaprzepaszczono wszystkie szanse na interwencję. Pozostaje tylko bierne przyglądanie się" - konkluduje komentator "Sueddeutsche Zeitung". Z Berlina Jacek Lepiarz