"Sueddeutsche Zeitung" przypomina, że w listopad jest w Niemczech miesiącem szczególnym, w którym istnieje wiele dni związanych z żałobą i śmiercią. Na początku miesiąca obchodzone są katolickie uroczystości Wszystkich Świętych i Zaduszki, na koniec miesiąca - protestanckie Święto Zmarłych, zaś pomiędzy nimi w kalendarzu widnieje państwowy Dzień Żałoby Narodowej poświęcony ofiarom wojny i dyktatur. Jak zaznacza autor komentarza Heribert Prantl, świąteczne dni są "wyrazem kultury żałoby i pamięci", posiadającej dawniej powszechnie akceptowane ceremonie oparte na chrześcijańsko-religijnych fundamentach. Jesteśmy obecnie świadkami zanikania tych rytuałów i ich chrześcijańsko-religijnych fundamentów, co prowadzi do poczucia niepewności i do wypychania ze świadomości śmierci, zmarłych i żałoby - zauważa niemiecki dziennikarz. Prantl ubolewa nad tym, że reguły dotyczące żałoby, w tym zasady dotyczące okresu, którym powinno się nosić czarny ubiór, zanikły na tyle, że informacji nie można znaleźć nawet w internecie. "Wystawienie zmarłego na katafalku w domu stało się horrorem" "Wystawienie zmarłego na katafalku w domu lub mieszkaniu, w którym zakończył życie - co było dawniej powszechne i przynosiło pociechę bliskim - zdaje się być dla współczesnych horrorem. Po śmierci w szpitalu czy mieszkaniu prywatnym obowiązuje zasada - jak najszybciej pozbyć się ciała" - czytamy w "SZ". Prantl zaznacza, że obowiązujące przepisy zezwalają na to, by ciało pozostało w domu aż do pogrzebu. Dawniej w tym czasie przychodzili przyjaciele i sąsiedzi, dziś nawet w domu starców jest to nie do pomyślenia. "Śmierć jest wydarzeniem zakłócającym ustalony porządek i dlatego jest wykluczany z dnia codziennego" - stwierdza dziennikarz, dodając, że podejście współczesnego człowieka do śmierci i żałoby - zarówno w sensie kulturowym jak i rytualnym - "nacechowane jest niepewnością". "Żałoba nie jest jedynie sprawą prywatną" Prantl opisuje scenę z małego miasteczka we Włoszech, gdy podczas przejścia przez rynek orszaku z trumną mieszkańcy spontanicznie zamykali sklepy i stojąc z pochyloną głową, oddawali cześć zmarłemu. "Dziś spacerowicz na cmentarzu, który zauważy orszak ze zmarłym, ucieka jak najdalej lub udaje że go nie zauważa" - pisze dziennikarz. Zdaniem "SZ" sposób, w jaki obchodzimy się ze zmarłymi, jest "wyrazem godności żyjących". Jak podkreśla gazeta, chodzi "o symboliczną komunikację - żywych ze zmarłymi i o oswojenie przez żywych ich lęku przed śmiercią". Prantl przypomina, że w Bawarii życzono sobie dawniej "pięknych zwłok", czyli pięknego pogrzebu. Dzisiaj także duża liczba osób na pogrzebie, dużo kwiatów i stypa, gdy zziębnięci i zrozpaczeni goście dostaną coś do jedzenia i picia, może stanowić pocieszenie. Szkoda - pisze Prantl - że coraz więcej gestów "zapewniającym śmierci odpowiednie miejsce w życiu" zanika. Obyczaje pogrzebowe stały się "bardziej luźne" - zauważa niemiecki dziennikarz. Pod pojęciem "luzu" kryje się wiele zjawisk: kres dawnych zwyczajów, mentalność jak najszybszego pozbycia się ciała, zażenowanie, poszukiwanie nowych form żałoby i pamięci. Dawne struktury rodzinne rozpadły się, ludzie żyją jako single lub w relacjach wieloosobowych, żyją mobilnie, są niestali; zakłopotanie w podejściu do śmierci jest odzwierciedleniem tych relacji - czytamy w "SZ". "Żałoba nie jest jedynie sprawą prywatną. Śmierć potrzebuje przestrzeni w życiu codziennym. Im mniej miejsca społeczeństwo przeznacza na śmierć, tym trudniej się umiera" - pisze Prantl. "Powinniśmy pozostawić zmarłym godność ich przeszłego życia, a żywym dać nadzieję na ostatni hołd" - konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".