Od grudnia 2013 roku, gdy w Sudanie Południowym wybuchł konflikt między armią rządową a żołnierzami lojalnymi wobec byłego wiceprezydenta kraju, zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób, a 1,5 mln uciekło ze swoich domów. Wedle szacunków organizacji humanitarnych w ciągu najbliższych tygodni w kraju może zostać ogłoszona klęska głodu. Na śmierć narażonych jest 4 mln ludzi, a 50 tys. dzieci może umrzeć na skutek niedożywienia jeszcze w tym roku. Eksperci prognozują, że skala tragedii może być podobna do tej, jaka wydarzyła się w Afryce Wschodniej w połowie lat 80., kiedy z głodu i chorób spowodowanych niedożywieniem zmarło ponad milion ludzi. Zdaniem zastępcy sekretarza generalnego ONZ do spraw operacji pokojowych Edmonda Muleta w Sudanie Południowym trwa obecnie największa operacja humanitarna na świecie. Jednak ze względu na brak możliwości i wystarczających funduszy, trudno jest zaspokoić ogromne potrzeby ludności. - Walki i intensywna pora deszczowa utrudniają dostarczenie żywności w tereny, gdzie przebywają osoby potrzebujące - powiedziała Katarzyna Kot-Majewska, Polka pracująca w Sudanie Południowym dla Urzędu Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). - By zapobiec dramatycznie pogarszającej się sytuacji, w trudno dostępnych rejonach organizowane są zrzuty żywności z samolotów - dodała. "Sytuacja jest dramatyczna i może się jeszcze pogorszyć" Ze swoich domów uciekło już 1,5 mln ludzi. W kraju przebywa również 220 tys. osób z sąsiedniej Północy, z prowincji Nil Błękitny i Kordofan Południowy. - To ludzie, którzy uciekli przed wojną we własnym kraju, ale nie są też bezpieczni w Sudanie Południowym i dostarczenie im żywności jest obecnie niezwykle trudne - powiedziała Polka, która w tym kraju pracuje od początku konfliktu. W hrabstwie Maban przy granicy z Sudanem, gdzie w obozach przebywa 120 tysięcy ludzi, sytuacja jest dramatyczna i może się jeszcze pogorszyć. W tym tygodniu zamordowano tam sześciu pracowników humanitarnych. Z tego powodu większość organizacji niosących pomoc zdecydowała się na ewakuację swoich pracowników. - Jeśli dostęp do obozów będzie utrudniony ze względu na bezpieczeństwo, pracownicy humanitarni nie będą mogli zapewnić pomocy tysiącom ludzi, którym brakuje wody pitnej, jedzenia i dostępu do podstawowej opieki medycznej - ostrzega w oświadczeniu wydanym w czwartek Czerwony Krzyż. "Ciała zostały zjedzone przez ptaki i psy" W piątek organizacja broniąca praw człowieka Human Rights Watch opublikowała raport, z którego wynika, że zarówno armia rządowa jak i rebelianci dopuszczają się wyjątkowo okrutnych zbrodni. "Powszechne mordowanie cywilów ze względu na pochodzenie etniczne, ogromne zniszczenia i grabieże ludności, mówią same za siebie" - czytamy w raporcie. HRW pisze, że liczba ofiar nie jest znana. "Dziesiątki tysięcy ludzi zostało zabitych, a domy i targi spalone. Ciała zostały zjedzone przez ptaki i psy" - głosi raport. HRW nawołuje wspólnotę międzynarodową do nałożenia embarga na eksport broni do Sudanu Południowego i kolejnych sankcji na przedstawicieli władz i rebeliantów. W najbliższy poniedziałek mija termin ultimatum ustalonego przez Międzyrządowy Organ ds. Rozwoju (IGAD), regionalny blok, który pośredniczy w rozmowach. Armia rządowa pod wodzą prezydent Salvy Kiira i jego były zastępca Riek Machar, który stoi na czele rebeliantów, powinny do tego czasu wprowadzić zawieszenie broni i utworzyć rząd tymczasowy. Niestety negocjacje pokojowe utknęły w martwym punkcie. W poniedziałek delegacja rebeliantów nie pojawiła się na kolejnej turze rozmów pokojowych w Addis Abebie, żądając, by rozmowy były prowadzone bezpośrednio pomiędzy stronami bez udziału przedstawicieli organizacji społecznych i religijnych. Sudan Południowy ogłosił niepodległość w lipcu 2011 roku po 22 latach wojny domowej w Sudanie.