Protesty, które wybuchły w Iranie w połowie września po śmierci 22-letniej Mahsy Amini, zatrzymanej przez tzw. policję moralności, przybierają na sile i stały się - zdaniem ekspertów - jednym z najpoważniejszych wyzwań dla reżimu w całej historii Republiki Islamskiej. Protest na uniwersytecie w Teheranie Podczas masowych demonstracji w sobotę siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do protestujących i używały gazu łzawiącego w miastach Sanandaj i Saqez - podała irańskiej organizacja praw człowieka Hengaw. Z kolei w Teheranie protesty odbyły się, m.in. na kampusie Uniwersytetu Alzahra. Tam studentki, które zdjęły okrycia głowy, przywitały okrzykami prezydenta kraju Ebrahima Ra'isi. Kobiety skandowały do przywódcy Iranu: "spadaj", "odejdź". Prezydent z kolei podczas przemówienia zacytował wiersz, porównując protestujących do much. Dodał, że demonstranci "wyobrażają sobie, że mogliby osiągnąć swoje złe cele na uniwersytetach", ale "studenci i profesorowie na to nie pozwolą". Protesty w Iranie. Śmierć Mahsy Amini Mahsa Amini została zatrzymana w połowie września z powodu "nieodpowiedniego nakrycia głowy". Później młoda kobieta w niejasnych okolicznościach zapadła w śpiączkę i zmarła w szpitalu. Według rodziny Amini była bita przez funkcjonariuszy policji moralności. Organizacje praw człowieka podają, że podczas protestów ponad 150 osób zostało zabitych, setki rannych, a tysiące aresztowanych przez siły bezpieczeństwa. Rząd określił protesty jako spisek wrogów Iranu, w tym USA.