Media spekulowały, że zabity mógł być jednym z zamachowców, którzy wczoraj dokonali ataków w Londynie. Dziś wieczorem telewizja Sky zdementowała te pogłoski, powołując się na anonimowe źródła w służbach bezpieczeństwa. Policja poinformowała, że w Stockwell na południu Londynu aresztowano dzisiaj po południu mężczyznę w związku ze śledztwem w sprawie wczorajszych zamachów w brytyjskiej stolicy. Na konferencji prasowej policja pokazała zdjęcia czterech mężczyzn poszukiwanych w ramach śledztwa po wczorajszych atakach w metrze i autobusie. Przedstawiono ocenę, że bomby użyte w zamachach były domowej roboty i wybuchły tylko częściowo. Zwrócono przy tym uwagę, że ataki z 21 lipca "noszą cechy podobieństwa" do zamachów z 7 lipca, gdy zginęło 56 osób. Jedna z fotografii, pokazanych przez policję, przedstawia mężczyznę w koszulce z napisem "New York" uciekającego ze stacji Oval, druga - człowieka z brodą, w białej czapeczce, stojącego na górnym pokładzie zaatakowanego autobusu, trzecia - czarnoskórego mężczyznę na schodach ruchomych, a czwarta - mężczyznę z plecakiem, na peronie. - Media spekulowały, że zastrzelony na stacji Stockwell człowiek to zamachowiec, który uciekł w czwartek ze stacji Oval. Według źródeł Sky TV nie jest to jednak prawdą. Na konferencji prasowej policja nie wyjaśniła, kim był zabity mężczyzna. Ian Blair powiedział tylko, że akcja miała "bezpośredni związek" ze śledztwem antyterrorystycznym, a mężczyzna "odmówił wykonania poleceń policji". Świadkowie opowiadali, że po godz. 10.00 (godz. 11.00 czasu polskiego) ubrani po cywilnemu policjanci dogonili w mężczyznę o południowoazjatyckich rysach twarzy, który uciekł przed nimi do wagonu, obalili na ziemię i zabili z bliskiej odległości pięcioma strzałami. Podobno strzelili mu dwa razy w głowę i trzy razy w tułów. Według niektórych pasażerów, mężczyźnie spod odzieży wystawały druty. - Widziałem Azjatę wbiegającego do pociągu i ściganego przez trzech funkcjonariuszy policji ubranych po cywilnemu. Jeden z nich miał w ręku broń, wyglądającą jak automat. Pchnęli go na ziemię, przycisnęli i strzelili pięć razy - powiedział BBC jeden ze świadków, Mark Whitby. Inna z pasażerek metra, Teri Godly, która stała obok podejrzanego tuż przed pościgiem, opisała go jako wysokiego, szczupłego Azjatę, z bródką, ogolonego na łyso i ubranego w grubą kurtkę. Według niej, ścigało go kilku policjantów w cywilu z bronią ręczną i walkie-talkie, którzy krzyczeli na pasażerów, żeby się oddalili. Z położonej na południu Londynu stacji Stockwell ewakuowano pasażerów, zawieszono też funkcjonowanie dwóch krzyżujących się tam linii londyńskiego metra: Northern Line i Victoria Line. Ian Blair podkreślił, że brytyjska policja stoi przed "najpoważniejszym w historii wyzwaniem operacyjnym". - Wczorajsze incydenty noszą znamiona podobieństwa do zamachów bombowych z 7 lipca - powiedział jego zastępca Andy Hayman. Wyjaśnił, że użyte wczoraj urządzenia wybuchowe były umieszczone w ciemnych torbach lub plecakach, które pozostawiono na trzech stacjach metra i w autobusie. Według Haymana, ujawniono też inne "interesujące szczegóły", które mogą pomóc w śledztwie. Wstępne badania wykazały, że w każdym z czterech miejsc bomby "zostały zdetonowane tylko częściowo". - Na tym etapie wydaje się, że urządzenia zawierały materiał wybuchowy domowej roboty - powiedział Hayman. Policja potwierdziła, że dziś przeszukano w Londynie domy przy Harrow Road i dwóch innych miejscach. Nikogo nie aresztowano. Zobacz raport specjalny "Terroryzowany Londyn"