W rejonie San Diego jedynie w 15 procentach opanowano sześć głównych ognisk pożarów. Tylko w tej części stanu bezpośrednio zagrożonych jest niemal dziewięć tysięcy domów. Najgroźniejsza sytuacja panuje natomiast w rejonie San Bernardino, gdzie wielki pożar całkowicie wymknął się spod kontroli strażaków. W zagrożonej strefie znalazło się sześć tysięcy domów. Policja zastrzeliła we wtorek pod San Bernardino mężczyznę, prawdopodobnie usiłującego podpalić zarośla. W czwartek osłabł wiatr, utrudniający akcję gaśniczą, co może oznaczać przełom w walce z żywiołem. Prezydent USA George W.Bush ogłosił siedem okręgów południa Kalifornii rejonem głównej klęski żywiołowej. Bush osobiście ma przylecieć w czwartek do Kalifornii, by na miejscu zapoznać się z sytuacją. Gubernator stanu Arnold Schwarzenegger z uznaniem ocenił szybką reakcję władz federalnych a także - doskonałą koordynację działań lokalnych i federalnych służb. Podziękował Bushowi za decyzję ws. uznania części stanu za rejon klęski, co w praktyce przede wszystkim umożliwi Kalifornii skorzystanie z federalnych funduszy. Pożar zmusił władze kalifornijskie do ogłoszenia największej w historii USA akcji ewakuacyjnej, mającej objąć w sumie pół miliona ludzi. Z wstępnych szacunków wynika, że straty po pożarach w samym tylko hrabstwie San Diego w Kalifornii mogą przekroczyć miliard dolarów. Do czwartku ogień strawił co najmniej 162 tysiące hektarów lasów, zarośli i osiedli oraz co najmniej 1,5 tys. budynków. Ogień spowodował śmierć trzech osób a 40 - głównie strażacy - odniosło obrażenia. ZOBACZ NASZĄ GALERIĘ: Kalifornia w ogniu