"Straciliście bardzo dobrą okazję, by siedzieć cicho" - zacytował Sarkozy zdanie wypowiedziane przed ośmioma laty przez ówczesnego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca pod adresem tzw. nowej Europy, w tym Polski, która w konflikcie irackim zajęła proamerykańskie stanowisko. Sarkozy miał na myśli brytyjskie rady, jak rozwiązać trudności eurostrefy. Media nazywają konfrontację "burzliwą". Bezpośrednim powodem starcia była dyskusja, czy najbliższy szczyt wyznaczony na środę ma się odbyć w ramach strefy euro, czy całej UE. W razie przyjęcia pierwszego wariantu spotkanie odbyłoby się bez udziału Camerona. "Mówicie nam, że euro wzbudza w was nienawiść, a chcecie ingerować w nasze spotkania" - cytuje agencja Press Association słowa Sarkozy'ego pod adresem Camerona. Ostatecznie Cameron postawił na swoim - środowy szczyt odbędzie się z udziałem wszystkich 27 państw UE. Będzie trwał godzinę, po czym dalsze spotkanie w sprawie pakietu ratunkowego dla eurostrefy odbędzie się w ścisłym gronie jej 17 członków, którzy będą mieli ostatnie słowo. Cameron argumentował, że strefa euro powinna spotkać się przed unijnym szczytem, ponieważ w przeciwnym razie będzie to oznaczało, że wobec państw nie będących w eurolandzie stosuje się politykę faktów dokonanych. Tym razem jednak to Sarkozy postawił na swoim. - Musimy zabezpieczyć interesy członków UE, którzy chcą pozostać poza strefą euro, zwłaszcza odnoszące się do spójności wspólnego rynku (...). Kryzys oznacza, że ściślejsza integracja fiskalna i ekonomiczna strefy euro jest nieuchronna, ale nie może się dokonać kosztem brytyjskiego interesu narodowego - powiedział Cameron reporterom na konferencji prasowej w Brukseli. Brytyjski premier zasugerował, że w przypadku zmian traktatowych podyktowanych dążeniem do zabezpieczenia strefy euro, których chce Berlin, Londyn powinien skorzystać z okazji i "wyznaczyć cenę" swego poparcia dla zmian traktatowych, upominając się o zwrot niektórych prerogatyw przekazanych Brukseli. Sugestia ta spotkała się z ostrą ripostą Liberalnych Demokratów - koalicyjnego partnera brytyjskich konserwatystów. Rzecznik Liberalnych Demokratów podkreślił w oświadczeniu, że za wcześnie jest na spekulacje, co zrobi Londyn w przypadku, gdyby zmiana unijnych traktatów miała się okazać konieczna. Trudnością Camerona jest również to, że jego własna Partia Konserwatywna jest coraz wyraźniej podzielona w sprawie integracji europejskiej. Ponad 70 posłów wymusiło na rządzie poniedziałkowe głosowanie w sprawie rozpisania referendum na temat członkostwa W. Brytanii w UE, podpisując się pod petycją w tej sprawie. Wniosek wymagający od wyborców opowiedzenia się w referendum, czy chcą utrzymania status quo, renegocjacji warunków członkostwa, czy też wystąpienia z UE, nie ma szans przyjęcia - nie poprą go laburzyści i liberałowie - ale odsłania wewnętrzne podziały w partii rządzącej. Około 100 posłów może się wyłamać z dyscypliny partyjnej. Niektórzy komentatorzy mówią o "powrocie wojny domowej w szeregach torysów" i o "zakwestionowaniu przywództwa Camerona w partii". Były konserwatywny minister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind powiedział, że torysi "wpatrują się we własny pępek i odwracają uwagę od tego, co naprawdę na świecie ważne".