Sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skierowała Polka Beata G. Ze skargi - opublikowanej na internetowej stronie tego Trybunału - wynika, że Beata G. cierpiała na dolegliwości urologiczne. Leczenie, któremu została poddana, okazało się niewystarczające, dlatego zalecono jej operację. Nie przyniosła ona jednak oczekiwanych rezultatów i kobieta trafiła do innego szpitala. Tam poinformowano ją, że operacja, której ją poddano, doprowadziła do sterylizacji. Beata G. pozwała wówczas szpital. Domagała się 121 tys. zł zadośćuczynienia, w tym 100 tys. zł za szkodę niematerialną poniesioną w związku z wykonaną sterylizacją i za cierpienie moralne. W pozwie podnosiła, że nie udzieliła pełnej i świadomej zgody na sterylizację, ponieważ nie została poinformowana ani o jej konsekwencjach, ani o innych metodach leczenia. Warszawski sąd okręgowy częściowo uwzględnił jej roszczenie. Przyznał jej 30 tys. zł zadośćuczynienia wraz z ustawowymi odsetkami, w sumie 60 tys. zł. Sąd zwrócił uwagę na to, że metoda, którą zastosowano w szpitalu, była w czasie, w którym wykonano operację, powszechnie stosowana w Polsce. Jednak operacja, której została poddana skarżąca, wymagała - zdaniem sądu - szczegółowej rozmowy, m.in. na temat ewentualnych planowanych ciąż, a pacjent powinien udzielić świadomej zgody na sterylizację. Sąd zwrócił uwagę na to, że skarżąca podpisała jedynie zgodę na "proponowane leczenie i operację" na formularzu, który nie zawierał konkretnych informacji na temat operacji. Wprawdzie pacjenci szpitala byli informowani, że operacja wiąże się z podwiązaniem jajowodów, ale nie uprzedzano ich o skutkach takiego działania - wskazał sąd. Sąd uznał, że sterylizacja kobiety w wieku rozrodczym stanowi poważne zagrożenie dla jej zdrowia i wywołuje nieodwracalne szkody dla jej psychiki. Taki zabieg nie tylko uniemożliwia urodzenie dziecka, ale może też zrujnować plany życiowe kobiety, doprowadzić do spadku jej poczucia wartości, a nawet utraty sensu życia. Na rzecz skarżącej zasądzono zadośćuczynienie, ale kobieta uznała, że jego wysokość jest zbyt niska i nie wystarcza dla pokrycia poważnej i nieodwracalnej szkody, którą poniosła. Dlatego odwołała się od wyroku. Sąd apelacyjny oddalił jej odwołanie, uznając, że kwota zasądzona przez sąd okręgowy została określona właściwie. Sąd apelacyjny zwrócił uwagę na to, że skarżąca miała dwoje dzieci i rodziła trzy razy. Jedno dziecko zmarło we wczesnym dzieciństwie. Poza tym skarżąca miała za sobą również poronienie. Kolejna ciąża nie była w jej przypadku zalecana - wskazał sąd. Zwrócił też uwagę na to, że w wyniku innej operacji skarżącej usunięto także macicę. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy odmówił jednak rozpoznania kasacji. Polka skierowała więc sprawę do Europejskiego Trybunał Praw Człowieka. W skardze Beata G. twierdzi, że wysokość odszkodowania, które otrzymała w postępowaniu krajowym nie jest współmierna do powagi poniesionych przez nią szkód. Podnosi również, że postępowanie sądowe przed polskimi sądami było niesprawiedliwe. Jej zdaniem sąd nie odniósł się do dowodów wskazujących na oczywista winę lekarzy. Nie wiadomo jeszcze, kiedy Trybunał rozpatrzy jej sprawę.