Bezpośrednią przyczyną uderzenia statku "Costa Concordia" o skały, w rezultacie czego przechylił się on i przewrócił, było to, że kapitan - zdaniem prokuratury całkowicie lekkomyślnie - obrał kurs zbyt blisko wyspy Giglio. Podpłynął wielopiętrowym liniowcem w miejsce, w którym nigdy nie powinien się znaleźć - ocenili eksperci. Zginęło 6 osób, 29 jest zaginionych. Całemu archipelagowi grozi teraz katastrofa ekologiczna, jeśli dojdzie do wycieku paliwa. To, co wydarzyło się na malowniczym toskańskim wybrzeżu, wywołało we Włoszech ożywioną dyskusję na temat powszechnej niefrasobliwości tych, którzy zgadzają się, aby wycieczkowe olbrzymy podpływały do wysp - pereł turystyki i natury oraz przede wszystkim, by panoszyły się w Wenecji. Właśnie przykład tego miasta jest najbardziej spektakularny i budzi największe emocje. Ogromne statki podpływają niemal pod Pałac Dożów, zasłaniając całkowicie widok znacznej części historycznego centrum. Wydarzenia z Toskanii zmobilizowały weneckie władze do wprowadzenia zakazu wpływania wycieczkowców na lagunę. Zapewnił o tym burmistrz Giorgio Orsoni, podkreślając, że priorytetem dla niego jest ochrona miasta. - Dosyć z gigantami przed bazyliką świętego Marka - dodał. Zapowiedziano, że w trybie pilnym sprawa, o której dyskutuje się od miesięcy, zostanie rozwiązana. Działania podjął też obywatelski komitet "Nie dla wielkich statków", założony przez mieszkańców Wenecji. Apelując do Senatu Włoch o przyjęcie ustawy, chroniącej lagunę, komitet przypomniał, że w minionym roku wpłynęło tam 2000 wielkich jednostek, w tym 1400 liniowców wycieczkowych. Wywołują one - uważają protestujący - trudne do oszacowania szkody dla środowiska z powodu emisji trujących substancji i niszczą brzegi, poruszając ogromne masy wody. Włoski minister ochrony środowiska ogłosił, że w bardzo krótkim czasie wprowadzone zostaną przepisy zabraniające wielkim statkom zbliżania się do małych wysp i wpływania do miast. - Nie można ich traktować tak, jakby to były stateczki parowe - stwierdził minister Corrado Clini.