Obie jednostki pływały kiedyś pod banderą amerykańskiej marynarki wojennej. Na ich pokładzie znajdują się azbest, ołów i niewielkie ilości fosforu. Brytyjscy ekolodzy nazwali je pływającymi bombami zegarowymi. Ich zdaniem winna jest firma, zajmująca się rozbiórką zdezelowanych okrętów. Podpisała ona z Amerykanami kontrakt warty 10 mln dolarów. Nikt jednak nie sprawdził, czy przypadkiem nie łamał on międzynarodowego prawa dotyczącego toksycznych odpadów. Interweniować musiały brytyjskie władze. Minister do spraw środowiska wydała zezwolenie na tymczasowe zacumowanie jednostek w porcie, ostatecznie mają one wrócić do USA. Sprawa trafiła do brytyjskiego sądu, gdzie odwołali się Amerykanie. Tymczasem w połowie oceanu są już kolejne jednostki, które za kilka dni sprawią Brytyjczykom takie same kłopoty.