Gość Kontrwywiadu RMF FM podkreśla jednocześnie, że w tej sprawie śledztwo mogłaby wszcząć polska prokuratura. OGLĄDAJ KONTRWYWIAD RMF FM W INTERIA.TV Konrad Piasecki: Panie ministrze, pan jest dumny z tej gruzińskiej wyprawy polskiego prezydenta? Władysław Stasiak: Myślę, że tak. "Głowa państwa jedzie po nocy w niespokojny teren, zostaje ostrzelana. To niefrasobliwość, wręcz głupota" - tak o wyprawie mówi były ambasador w Rosji Stanisław Ciosek. Ale spójrzmy na to, co mówią politycy poważnie - ludzie, którzy mają doświadczenie i niekoniecznie są związani z panem prezydentem. Myślę tak, że to co się dzieje w historii całej - te rzeczy, które udało się osiągnąć; udało się przeprowadzić, to często działania niekonwencjonalne; często działania, które nie zawsze mieszczą się w głowie osobom, które wolą siedzieć w domu i się nie odzywać. Jeżeli prezydent pojechał tam z poparciem dla Gruzji, to chyba nikt się nie spodziewał, że zamknie się w hotelu na cztery spusty, zasunie żaluzje i spędzi tam cały ten czas. Panie ministrze, ale czy naprawdę polski prezydent jest od tego, żeby po nocy wizytować jakieś tereny, po których chodzą bezprizorni, faceci z kałasznikowami? Prezydent Polski jeżeli już jedzie wspierać partnera, wspierać niepodległość Gruzji, to na pewno nie jest po to, żeby się zamykać wyłącznie w Tbilisi. Tylko, że jak polski prezydent jedzie gdziekolwiek, nawet na wywiad do radia, to najpierw poprzedniego dnia przyjeżdżają panowie z Biura Ochrony Rządu, potem przyjeżdża pies, potem to wszystko jest sprawdzane, a tutaj po nocy się jeździ w teren, o którym wiadomo, że jest niebezpieczny. Po pierwsze, nie powinno być wiadomo, że jest niebezpiecznie. Jeżeli by było tak, że wszystkie warunki pokojowe są spełnione, to tam powinno być spokojnie i bezpiecznie. Po drugie, powiadam panu, że tak naprawdę to wiele postaci historycznych - jak pan chce to nawet starożytności sięgając - gdyby się zachowywało tak spokojnie, to po prostu prawdopodobnie wielu ważnych rzeczy w historii byśmy nie mieli. Książę Poniatowski nie utopiłby się w Elsterze. Akurat książę Poniatowski chyba nie jest adekwatnym przykładem. Jego śmierć była akurat podczas bitwy, jak pan dobrze wie. Ciekawy jestem, czy to samo by pan powiedział, jakby polski prezydent został tam ranny, że polski prezydent jest od tego, żeby działać niekonwencjonalnie i w trudnych sytuacjach wiedzieć, co zrobić. Myślę, że raczej zasadne pytanie jest jednak o to, dlaczego warunki pokojowe nie są przestrzegane. Myślę, że to nas powinno niepokoić. Ale wszyscy wiemy, że warunki pokoju w Gruzji nie są przestrzegane. Nawet prezydent Sarkozy mówi, że w tym wąwozie są Rosjanie i być ich tam nie powinno. Przepraszam bardzo. To tym gorzej. Jeżeli wszyscy wiedzą, przymykają oczy, udają, że niby coś jest, a tego nie ma, to tym gorzej. To znaczy tyle, że Europa traktuje się niepoważnie i właściwie tak naprawdę mówi się w takim stanie rzeczy: "Niby coś uzgodniliśmy, niby nie jest, ale przymykamy oczy i mówimy - ach, niech tak dalej będzie". Czyli potwierdza pan, panie ministrze, że był to zabieg propagandowy, który miał zwrócić uwagę świata na to, co tam się dzieje. A dlaczego mam potwierdzać? Przepraszam. Pan tak mówi, że Europa nie reaguje, wobec czego trzeba jej było coś udowodnić i zasugerować. Nie. Broń Boże. Nic takiego nie mówię. Proszę tego nie sugerować. To prezydent Gruzji to mówi. Panie redaktorze, dobrodzieju, ja nie jestem prezydentem Gruzji. To cytat z prezydenta Gruzji: "Chciałem udowodnić, że porozumienie pokojowe nie jest przestrzegane". Warto było? Powiadam, że warto było odwiedzić Gruzję, wesprzeć niepodległość Gruzji, zachowywać w sposób taki, który pokazuje, że Gruzja jest krajem integralnym. To zrobił prezydent Polski i nic nadto. Nic nie mówił o zabiegach propagandowych, ani jego skromny przedstawiciel, który przed panem stoi, a właściwie siedzi - szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.