Sipan Hemo wyraził ten pogląd dzień po rozpoczęciu nalotów w Syrii przez Rosję. - Rozwiązanie nie spoczywa teraz w rękach Syryjczyków - powiedział kurdyjski dowódca Syryjskiemu Obserwatorium Praw Człowieka. - To, z czym mamy do czynienia, może być nazwane starciem tytanów na syryjskiej ziemi. - Wygląda to jak trzecia wojna światowa, w której wielkie mocarstwa walczą, by dzielić między siebie strefy wpływów. Niestety postrzegamy to jako długą wojnę, która może potrwać 10 lat - dodał Hemo. Dla dowodzonego przez USA antyislamistycznego sojuszu kurdyjskie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) to ważna siła w walce z IS, ponieważ jak dotąd jako jedyne ugrupowanie na tym obszarze zdecydowało się na współpracę z międzynarodową koalicją przeciwko dżihadystom. "Rosyjska interwencja przede wszystkim przedłuży wojnę" Także dowódca rebelianckiego ugrupowania, walczącego pod sztandarem Wolnej Armii Syryjskiej, Baszar al-Zubi, obawia się, że rosyjska interwencja przede wszystkim przedłuży wojnę w Syrii, trwającą od marca 2011 roku. W dalszej kolejności rosyjskie naloty grożą nasileniem ekstremizmu - ostrzegł w rozmowie z agencją Reutera Zubi, dowódca Armii Jarmuk, ponieważ - jak wyjaśnił - w razie globalizacji konfliktu "przyciągnięci zostaną zagraniczni bojownicy do walki z Rosjanami". Według resortu obrony Rosji rosyjskie siły powietrzne przeprowadziły w środę 20 lotów i uderzyły w osiem celów IS. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow oświadczył, że nie ma żadnych danych na temat ewentualnych ofiar wśród ludności cywilnej. Tymczasem źródła na Zachodzie i syryjska opozycja walcząca z reżimem Baszara el-Asada kwestionują twierdzenia.