. Na jego życzenie właśnie suma ta jest trzykrotnie wyższa od wcześniej planowanej przez Radę Ministrów. W czwartek Komisja Europejska (KE) wysłała list do rządu Prodiego, apelując o zamrożenie pożyczki do czasu wyjaśnienia jej poważnych wątpliwości co do tego, czy jest ona w ogóle legalna. Według KE ten zastrzyk pieniędzy może być sprzeczny z unijnymi zasadami w sprawie pomocy państwa. W reakcji na wiadomość o wątpliwościach Brukseli Berlusconi oświadczył natychmiast: "Teraz robią nam trudności, ale ja się nie martwię. To jedyna rzecz, jaką należało zrobić. Unia Europejska powinna pomagać w słusznych sprawach i nie robić trudności". "La Repubblica" zauważa, że jest bardzo mało czasu na przekonanie Komisji Europejskiej co do słuszności i legalności tego kroku; Bruksela dała na to Rzymowi tylko dziesięć dni. "Corriere della Sera" pisze zaś, że choć stanowisko KE nie oznacza jeszcze zablokowania przekazania funduszy, to jednak "mało brakuje". Centrolewicowy rząd Romano Prodiego podjął decyzję o przyznaniu pożyczki Alitalii dzień po tym, jak Air France wycofało swą ofertę zakupu jej udziałów. Gdyby narodowy włoski przewoźnik nie dostał pieniędzy, groziłoby to nawet odebraniem licencji na przewóz pasażerów, co mogłoby załamać transport lotniczy we Włoszech. Jednocześnie Rada Ministrów musiała uciec się do pewnego wybiegu, by móc zapewnić Alitalii fundusze. Zgodnie z przepisami UE rząd nie mógł bezpośrednio wesprzeć pożyczką notowane na giełdzie przedsiębiorstwo i dlatego 300 mln euro popłynie do Alitalii na mocy dekretu MSW, w którym potrzebę wyasygnowania pieniędzy tłumaczy się troską o porządek publiczny. Rząd argumentuje, że upadek Alitalii wywołałby całkowity chaos w transporcie lotniczym we Włoszech. Sprawa uratowania linii lotniczych to jeden z priorytetów Silvio Berlusconiego.