Wczesnym popołudniem wyglądało na to, że marsze obędą się bez większych incydentów, ale pod wieczór doszło do starć. W Paryżu tłum skandował wieczorem na Polach Elizejskich: "Macron - dymisja!", co - jak pisze AFP - stało się już stałym elementem demonstracji w stolicy. Napięcie gwałtownie wzrosło, gdy tłum dostrzegł znanego filozofa, Alaina Finkelkrauta, i zaczął go obrzucać wyzwiskami. Komentował to prezydent Emmanuel Macron, który powiedział, że takie postępowanie jest "absolutną negacją tego, kim są Francuzi". Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner nazwał zachowanie demonstrantów "powodzią nienawiści". "Śmierć bogatym" W Bordeaux, gdzie manifestowało około 5 tys. osób, tłum przeszedł przez luksusową dzielnicę, niosąc napisy: "Śmierć bogatym". Do starć z policją doszło też w Lyonie i w Nantes. W niedzielę mija trzecia miesięcznica protestów. "Żółte kamizelki" będą manifestować w Paryżu przez cały weekend, choć zazwyczaj ich akcje odbywały się tylko w soboty. Demonstracje przeciwko polityce Macrona Demonstracje "żółtych kamizelek" wymierzone są przeciwko polityce gospodarczej i społecznej prezydenta, a zwłaszcza przeciw zniesieniu podatku od wielkich fortun. Część demonstrantów domaga się dymisji Macrona lub wręcz całego rządu. Pod koniec stycznia ruch "żółtych kamizelek" ogłosił, że wystawi kandydatów w majowych wyborach europejskich. Według sondażu wykonanego wtedy dla stacji BFM TV lista ta ma szanse na zdobycie 13 proc. głosów. O poparcie "żółtych kamizelek" zabiegają we Francji zarówno partie skrajnie prawicowe, jak Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen (dawniej Front Narodowy) czy Patrioci - ultraprawicowa formacja założona przez byłego zastępcę Le Pen Floriana Philippot, jak i skrajnie lewicowe, jak Francja Nieujarzmiona czy Komunistyczna Partia Francji.