Jak donosi agencja Reutera, do scen przemocy doszło - podobnie jak dzień wcześniej, kiedy demonstranci zaatakowali kamieniami policjantów odgradzających plac Męczenników od drogi prowadzącej do budynku libańskiego parlamentu. Według Reutera na plac ściągają tysiące protestujących, choć relacje telewizyjne sugerują, że liczba demonstrantów jest mniejsza niż w sobotę, kiedy w starciach z policją ucierpiały setki osób, a grupy ludzi przez kilka godzin okupowały gmachy czterech rządowych ministerstw. Według szacunków w sobotnich wydarzeniach wzięło udział ok. 10 tys. osób. Demonstranci domagają się ustąpienia władz i pociągnięcia ich do odpowiedzialności w związku z zaniedbaniami, które doprowadziły do wtorkowej eksplozji w porcie w Bejrucie i śmierci co najmniej 158 osób. W sobotę w reakcji na gniew Libańczyków premier Hasan Diab zapowiedział, że w poniedziałek zaproponuje rozpisanie wcześniejszych wyborów, które miałyby odbyć się za dwa miesiące. Diab przyznał też, że do tragedii z 4 sierpnia doszło na skutek "lat korupcji". Do dymisji podało się także dwóch ministrów oraz siedmiu deputowanych parlamentu.