Do rozpędzenia tłumu policja użyła armatek wodnych. W nocy z niedzieli na poniedziałek w okolicę budynków rządowych, które zostały zajęte przez protestujących, wysłano około 1000 policjantów. Od prawie tygodnia manifestanci okupują również siedzibę tajwańskiego parlamentu. Protestujący domagają się wstrzymania ratyfikacji umowy dotyczącej usług, a także wszelkich innych porozumień lub negocjacji prowadzonych z Chinami do czasu przyjęcia ustawy, która zbada dokładne te umowy. Chodzi głównie o umowę przewidującą wzajemne otwarcie tzw. trzeciego sektora gospodarki na obu rynkach: otwarcie 80 dziedzin usług w Chinach dla firm tajwańskim i 64 dziedzin usług na Tajwanie dla firm chińskich. Rząd Tajwanu opowiada się za ratyfikacją umowy z Chinami, podpisanej w lipcu 2013 roku. Według rządu pobudzi ona wzrost gospodarczy i stworzy nowe miejsca pracy. Manifestanci uważają, że umowa zwiększy i tak już znaczącą zależność Tajwanu od kontynentalnych Chin - pierwszego partnera handlowego. Umowa ta jest konsekwencją podpisanej w 2010 roku Umowy Ramowej o Współpracy Gospodarczej. Według Tajpej umowa z 2010 roku zapewni firmom tajwańskim duże ulgi celne i jest ona ukoronowaniem prowadzonej przez prezydenta Tajwanu Ma Jing-cu polityki zacieśniania więzi gospodarczych z Chinami. Prezydent stawia na zbliżenie z Chinami, licząc na złagodzenie napięć po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej, istniejących od 1949 roku. Zdaniem obserwatorów umowa mogłaby w przyszłości umożliwić Tajwanowi podpisanie porozumień o wolnym handlu z innymi krajami; dotychczas blokował to Pekin, traktujący wyspę jako swą "zbuntowaną prowincję".