Policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego, by rozpędzić protestujących, którzy rzucali koktajle Mołotowa w kierunku siedziby prezydenta islamisty Mohammeda Mursiego. Według źródeł policyjnych, na które powołuje się agencja EFE, dziesiątki osób odniosły obrażenia. Wcześniej, na wezwanie grup opozycyjnych, kilkaset osób uczestniczyło w marszu na znajdujący się w zamożnej dzielnicy Heliopolis pałac prezydencki, przed którym w ostatnich miesiącach odbywały się największe demonstracje opozycji. "Rewolucja trwa" - głosiły transparenty niesione przez demonstrantów. Inni skierowali się na plac Tahrir, który w 2011 roku był centrum antyprezydenckich protestów. W poniedziałek władze wzmocniły ochronę nie tylko wokół pałacu i placu Tahrir, ale też wokół ministerstwa spraw wewnętrznych oraz niektórych budynków publicznych. Manifestanci zablokowali na krótki czas jeden z mostów oraz zakłócili ruch metra w centrum miasta. Celem poniedziałkowych protestów, do których wzywały organizacje i partie opozycyjne, było zaapelowanie do Mursiego, by zrealizował cele rewolucji, która umożliwiła mu dojście do władzy w czerwcu 2012 r. Prezydent wywodzi się z Bractwa Muzułmańskiego, które przez lata było zdelegalizowane. Opozycja wśród głównych żądań wymienia: utworzenie nowego rządu jedności narodowej, dymisję prokuratora generalnego nominowanego przez Mursiego oraz wprowadzenie zmian w ustawie zasadniczej, która została zredagowana przez zdominowaną przez islamistów konstytuantę. Gniew protestujących budzi też to, że nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć dziesiątków manifestantów podczas starć z policją w ostatnich miesiącach. Tylko od drugiej rocznicy początku rewolucji, czyli od 25 stycznia br., podczas zamieszek zginęło ponad 60 osób. "Koniec z rządami Bractwa" - wykrzykiwał tłum, idąc w kierunku placu Tahrir. - Myśleliśmy, że Bractwo wprowadzi sprawiedliwość, ale nie zrobiło tego. Bogaci stali się jeszcze bogatsi, a biedni - jeszcze biedniejsi. I to ma być sprawiedliwość społeczna? - żalił się agencji EFE Gamal Gafar. Z sondażu opublikowanego w poniedziałek przez Centrum Al-Basira wynika, że 44 proc. ankietowanych nie zagłosowałoby ponownie na Mursiego. Mimo to 53 proc. badanych popiera decyzje obecnego szefa państwa. Równo dwa lata temu setki tysięcy Egipcjan wyszły na ulice na wieść o rezygnacji Hosniego Mubaraka, który u władzy pozostawał przez 30 lat. Byli przekonani, że demokratyczne zmiany są na wyciągnięcie ręki - pisze AFP. Dzisiaj frustrację wielu z nich wywołuje to, że dotychczas nie udało się osiągnąć głównych celów rewolucji - wolności i sprawiedliwości społecznej - dodaje agencja, wyjaśniając, że Egipt podzielony jest na islamistycznych zwolenników Mursiego i niejednolitą opozycję. Kraj jest też pogrążony w głębokim kryzysie gospodarczym, spowodowanym przede wszystkich wycofywaniem się zagranicznych inwestorów i spadkiem liczby turystów.