"Do szpitala przewieziono 42 zabitych, ale w centrum są wciąż ciała, których nie udało się nam jeszcze zabrać" - wskazał burmistrz. Republika Środkowoafrykańska, która jest jednym z najbiedniejszych krajów świata, jest pogrążona w chaosie od obalenia prezydenta Francois Bozize w marcu 2013 roku przez muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka. Na początku 2014 roku Seleka musiała oddać władzę w następstwie utraty kontroli nad falą przemocy, która według ekspertów ONZ ściągnęła na kraj widmo ludobójstwa. W 2016 roku Francja, która prowadziła misję wojskową "Sangaris" w Republice Środkowoafrykańskiej, wycofała swe jednostki z tego kraju. Zadaniem misji było zapobieżenie ludobójstwu i przywrócenie pokoju. Ponieważ jednak w RŚA wciąż dochodziło i dochodzi do zamieszek francuskie ministerstwo obrony zdecydowało, że w kraju należy pozostawić mały, liczący 350 żołnierzy, dobrze uzbrojony kontyngent wojskowy. Stacjonuje on w stolicy kraju i zajmuje się doradztwem oraz szkoleniami. Paryż podjął decyzję o interwencji w RŚA pod koniec 2013 roku, gdy konflikt między chrześcijanami a muzułmanami w tym kraju przerodził się w pogromy religijne. Początkowo francuski kontyngent uczestniczący w operacji "Sangaris" liczył 2 tys. żołnierzy. Misję Francuzów wsparła Polska, udostępniając do 50 żołnierzy i samolot transportowy Hercules C-130. Walki pomiędzy politycznymi i religijnymi przeciwnikami w tym wyjątkowo biednym kraju pochłonęły tysiące ofiar i spowodowały, że 4,5 mln ludzi musiało porzucić swe domy.