Jak informuje specjalny wysłannik Polskiego Radia, po południowych modłach tysiące zwolenników Bractwa Muzułmańskiego wyszły na ulice Kairu. Początkowo demonstracje przebiegały bez incydentów. Skandowano hasła antyrządowe, a dowódcę armii, generała Abd el-Fataha es-Sisiego, nazywano mordercą. Około godz. 14 sytuacja zaczęła się pogarszać. W pobliżu mostu 15 Maja doszło do starć zwolenników i przeciwników odsuniętego od władzy prezydenta, Mohammeda Mursiego. W pewnym momencie bitwa na kamienie i petardy przekształciła się w strzelaninę. Nad miastem cały czas latają wojskowe śmigłowce. W wielu miejscach płoną opony i słychać strzały. Według świadków, zginęło co najmniej 13 osób. Tak zwany "Sojusz przeciwko przewrotowi", zrzeszający Bractwo Muzułmańskie i inne organizacje sprzeciwiające się władzom wojskowym, mówi o co najmniej 25 zabitych i stu rannych. Do starć doszło też w innych miastach Egiptu. W Damietcie zginęło osiem osób, w Fajum 5, a w Ismaili cztery. W Aleksandrii manifestacje przebiegają natomiast względnie spokojnie. Francois Hollande i Angela Merkel wezwali do natychmiastowego zaprzestania przemocy w Egipcie. Przywódcy Francji i Niemiec, którzy rozmawiali przez telefon, zaapelowali też o zwołanie spotkania szefów dyplomacji państw Unii Europejskiej, poświęconego sytuacji nad Nilem. Miałoby do niego dojść w przyszłym tygodniu. Zdaniem kanclerz Niemiec Angeli Merkel, Berlin i Unia Europejska powinny "rozważyć naturę swych relacji z Egiptem".