Według policji, przyczyną ataku grupy mieszkańców imigranckich gett w podparyskim departamencie Seine-Saint-Denis była krążąca w okolicy plotka o porwaniach dzieci. Nieprawdziwa informacja pojawiła się na znanych portalach społecznościowych. Jej autorzy twierdzili, że kilku Romów, poruszających się białą furgonetką po przedmieściach Paryża, porywa dzieci. W wyniku starć co najmniej trzy furgonetki Romów zostały podpalone, zniszczone zostały domy nielegalne zajmowane przez tę grupę i ich obozowiska. Policjanci, którzy przybyli na miejsce, zostali obrzuceni kamieniami przez grupy napastników atakujących obozowiska Romów. Aresztowano 20 osób. Policja zaprzecza plotkom W wywiadzie dla publicznej telewizji France2 przedstawiciel policji zaprzeczył we wtorek wieczorem, jakoby w departamencie doszło do jakichkolwiek porwań. Poinformował jednocześnie, że ze skargą w sprawie próby porwania dwukrotnie na policję przyszli rodzice z dwojgiem dzieci. Okazało się, że ludzie ci kłamali. Wzywając mieszkańców do zachowania "spokoju i ostrożności", pogłoski o porwaniach dzieci zdementowała również deputowana departamentu Sekwana-Saint Denis Sabine Rubine. Ataki trwają o dawna 17 marca dziennik "Le Parisien" zamieścił, niedostrzeżoną wtedy przez inne media, informację o tym, jak w innej podparyskiej miejscowości Colombes grupa mężczyzn wyciągnęła z białej furgonetki dwóch Romów, ciężko ich pobiła, a samochód podpaliła. I wtedy Romom udało się ujść z życiem dzięki interwencji policjantów. Bojówkarze - jak pisał reporter gazety - obrzucili kamieniami pojazdy policji i strażaków; "sytuacja była do tego stopnia napięta, że funkcjonariusze musieli użyć granatów z kulami gumowymi". Mnożą się "próby porwania" Od początku roku mnożą się incydenty opisywane jako próby porwania - informował w eterze France Info detektyw z podparyskiej policji. Jak tłumaczył, najczęściej chodzi o wymyśloną skargę lub np. zgłoszenie nagabywania, niemającego nic wspólnego z porwaniem. Prawie zawsze w pobliżu pojawia się biała furgonetka. Sprawa natychmiast przedostaje się na portale społecznościowe i rozprzestrzenia się w internecie. "Rodzą się lokalne teorie spiskowe, które rozrastają się na Facebooku i Twitterze" - mówił w środowym wywiadzie radiowym Patrick Haddad, mer Sarcelles, gdzie w tym tygodniu również doszło do - jak się określa - "karnych ekspedycji" przeciw squatom zajmowanym przez Romów. Mer opowiedział, że wydał komunikat, który umieścił na stronie merostwa i w szkołach, ponieważ - jak to ujął - "niepokój ogarnął dzieci i rodziców". Haddad przyznał, że nie starcza to, by rozwiać podejrzenia, gdyż mieszkańcy nie wierzą ani radnym, ani policji, ani dyrektorom szkół; "twierdzą, że jedni kryją drugich, że instytucje ich okłamują". Francuskie media komentują Dzienniki "Le Monde" i "Liberation" zamieściły w środę materiały opisujące zjawisko. W opublikowanych przez nie nagraniach z portali społecznościowych widać bicie ofiar, słychać groźby i obelgi, wykrzykiwane z akcentem północnoafrykańskim, jaki zachowują młodzi potomkowie przybyszów z Maghrebu. Duży procent mieszkańców departamentu Sekwana-Saint Denis to imigranci z Afryki oraz ich dzieci. Assma Maad przytacza w "Le Monde" wiele przykładów fałszywych oskarżeń o porwanie z różnych regionów Francji. Cytowana przez nią ekspertka Aurore Van de Winkel tłumaczy, że "porywanie dzieci to jeden z największych współczesnych lęków". Badaczka zwraca uwagę, że "nie trzeba było portali społecznościowych, żeby rozchodziły się plotki o podejrzanych pojazdach, zaparkowanych obok szkół. Ale kiedy przekazywano je sobie z ust do ust albo przez telefon, rozchodziły się wolniej i nie miały takiego zasięgu". Niemal stałą obecność białej furgonetki w tych pogłoskach tłumaczą francuskie media tym, że jest to najczęstszy kolor tego rodzaju pojazdów. W innym artykule w "Le Monde" Allan Kaval, nie kryjąc osłupienia, pisze, że "tuż za rogatkami stolicy, wzdłuż wyrastających budowli Wielkiego Paryża, wydobywa się z głębi stuleci, nieustępujący mit Cygana, kradnącego dzieci".