Rzecznik Nikos Lagkadianos powiedział, że imigranci "próbowali dostać się na prom stojący w porcie, ale zostali odparci przez policję i straż przybrzeżną". Do rozproszenia tłumu siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego - podał przebywający na miejscu reporter greckiej telewizji ANT1. Burmistrz Mitilini, największego miasta na Lesbos, zaapelował o pomoc i zwrócił się do rządu w Atenach, by ogłosił na wyspie stan wyjątkowy. "Od czterech miesięcy powtarzam, że w moich rękach jest bomba, a jej lont powoli się dopala" - powiedział burmistrz Spiros Galinos, którego wypowiedź przekazała grecka telewizja. "Dwa dni temu wysłałem (do rządu) list z prośbą o ogłoszenie na wyspie stanu wyjątkowego. Dziś proszę premier (Wasiliki Tanu) o natychmiastowe udzielenie nam pomocy; sytuacja tutaj staje się nie do zniesienia" - podkreślił. Komisja Europejska potwierdziła w piątek, że chce zaproponować relokację między kraje UE dodatkowych 120 tys. imigrantów, oprócz 40 tys., których rozdzielenie zaproponowano w czerwcu. Grecja znalazła się "na pierwszym froncie kryzysu imigracyjnego" - przypomina Reuters, dodając, że każdego dnia na greckich wyspach lądują setki ludzi, z których wielu ucieka przed wojną i biedą we własnym kraju.