Prezydent Barack Obama powiedział, że w USA nie ma powodów do alarmu z powodu świńskiej grypy. Dyrektor państwowego Ośrodka Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) dr Richard Besser powiedział, że nie widzi uzasadnienia dla ostrzeżeń, aby nie przyjeżdżać do USA jako kraju zagrożonego świńską grypą. Zrozumiano to jako replikę na wypowiedź unijnej komisarz ds. zdrowia Andrulli Wasiliu, która oświadczyła: "Osobiście starałabym się unikać podróżowania do regionów, które są ogniskiem zachorowań". Nie wymieniła ona wprost Stanów Zjednoczonych, ale sąsiadują one z Meksykiem, gdzie wybuchła epidemia - zachorowało tam ponad 1600 osób, z czego ponad 100 zmarło. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w USA zanotowano 40 przypadków zachorowań, w tym około 20 w prywatnej katolickiej szkole średniej imienia św. Franciszka w Nowym Jorku. Inne zachorowania stwierdzono w Kalifornii, Kansas, w Teksasie i w Ohio. W stanach tych zamknięto prewencyjnie wiele szkół. Minister bezpieczeństwa wewnętrznego Janet Napolitano, ogłaszając stan "pogotowia zdrowotnego", podkreśliła, że jest to "rutynowe określenie proceduralne", które oznacza po prostu, że rząd i władze lokalne będą teraz mogły sięgnąć po środki potrzebne do tego, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa H1N1, który wywołuje świńską grypę. Chodzi tu głównie o fundusze na leki przeciwwirusowe, testy i szczepionki. Lekarze podkreślają, że będące na rynku leki na grypę pomagają także w przypadku grypy świńskiej. Straże graniczne i urzędnicy imigracyjni na lotniskach dostali instrukcje, aby pytać przybywających do USA, czy mają objawy grypy, takie jak np. gorączka. Wyglądający na chorych mają być zatrzymywani w oczekiwaniu na pomoc medyczną; dostaną także maski higieniczne na twarze. Besser poradził Amerykanom, aby często myli ręce, zasłaniali usta i nos przy kichaniu lub kaszlu, a także zalecił, by nie wychodzili z domu, jeśli czują się niedobrze. Nie zarekomendował jednak noszenia masek na twarzy i niedotykania ani całowania nikogo, jak to uczyniły władze w Meksyku. Burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg poradził niewychodzenie na miasto w razie objawów przeziębienia lub grypy. Powiedział też, że tylko w razie poważnych objawów nowojorczycy powinni udać się do szpitala; w lżejszych przypadkach - podkreślił - lepiej zostać w domu. Bloomberg powiedział, że uczniowie ze szkoły katolickiej najprawdopodobniej przywieźli świńską grypę z Meksyku.