- Zostali zwolnieni, wszyscy, są bezpieczni i zdrowi - powiedział minister Ahmed Ali Abul Gheit dziennikarzom po spotkaniu z sekretarz stanu USA Condoleezzą Rice na marginesie obrad Zgromadzenia Ogólnego NZ. Porywaczy określił jako "grupę gangsterów". - Jest zbyt wcześnie, aby mówić o ich uwolnieniu. Negocjacje wciąż trwają - sprostował Magdi Radi, rzecznik egipskiego gabinetu. Także rzecznik szefa MSZ Hossam Zaki ocenił, że minister mówił o niepotwierdzonych doniesieniach, podczas gdy w rzeczywistości sytuacja porwanych nie uległa zmianie. O piątkowym porwaniu 19-osobowej grupy turystów, którzy podróżowali po pustyni w okolicach Asuanu, władze egipskie poinformowały wcześniej w poniedziałek. Uprowadzeni to pięcioro Włochów, pięcioro Niemców, Rumun i ośmiu Egipcjan. Minister turystyki Egiptu Mohammed Zuheir Garana informował, że turyści "zostali wywiezieni poza granice Egiptu przez czterech przestępców, którzy ich porwali". Natomiast Radi wyjaśnił, że porywaczami nie są islamscy bojownicy. - To jest akt przestępczy. Sprawcy domagają się okupu - powiedział. Władze Egiptu przypuszczały, że grupa mogła być wywieziona do sąsiedniego Sudanu. Namierzono tam telefon satelitarny, którym posługiwali się turyści. Egipskie służby bezpieczeństwa nie wykluczają, że porywacze pochodzą właśnie z Sudanu lub z Czadu. W negocjacje z porywaczami, którzy podobno domagają się 6 mln dol., oprócz spółki, która zorganizowała zachodnim turystom wycieczkę po egipskich bezdrożach, zaangażował się także niemiecki gabinet.