Ahmadineżad zdecydowanie ostrzegł też inne państwa przed ewentualnym atakiem na jego kraj. Przeciwko nieprawidłowościom w głosowaniu protestowali w sobotę zwolennicy wyborczego rywala Ahmadineżada, Mira Husejna Musawiego. Kilka tysięcy zwolenników byłego premiera, na którego w pierwszej turze wyborów oddało w piątek głosy ok. 33 procent wyborców, zgromadziło się spontanicznie w centrum Teheranu. Zwycięstwo Ahmadineżada nazwali oni m.in. "niebezpieczną farsą". Zwycięzca wyborów oświadczył w niedzielę, że te zarzuty to "frustracje" przegranych. - Mogą być przygnębieni z powodu porażki. Wydali dużo pieniędzy na propagandę i spodziewali się wygranej, więc jest naturalne, że są rozczarowani i przygnębieni - mówił. - Różnica między ilością głosów na mnie a na innych (kandydatów) jest zbyt wielka i nikt nie może tego zakwestionować - kontynuował. - Wyniki wyborów wpłyną na zwiększenie potęgi kraju i poprawią jego przyszłość - dodał Ahmadineżad. Mówiąc o irańskim programie nuklearnym prezydent zasygnalizował, że nie przewiduje w tej kwestii zmian w drugiej kadencji. Zapewnił jednocześnie, że Teheran jest gotowy do przeprowadzenia "globalnych badań dla rozbrojenia nuklearnego na świecie". Ostrzegł ponadto inne kraje, że "gorzko pożałują" ewentualnej próby ataku na Iran. - Kto ośmieli się zaatakować Iran? Kto odważy się nawet o tym pomyśleć? - pytał retorycznie na konferencji prasowej. Po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w Iranie wybuchły protesty społeczne, uważane za największe od czasów rewolucji islamskiej z 1979 r. Według wyników głosowania Ahmadineżad zdobył ok. 62 proc. głosów, a Musawi dostał ok. 33 proc. poparcia.