Z wnioskiem tym wystąpiła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), która prowadzi śledztwo w sprawie przestępstw popełnionych rzekomo przez Tymoszenko w latach 1990., gdy obecna opozycjonistka kierowała firmą Jednolite Systemy Energetyczne Ukrainy (JSEU). Zdaniem współpracowników byłej premier wyjazdowe posiedzenie sądu w celi Tymoszenko, która ze względu na problemy z kręgosłupem od dłuższego czasu nie wstaje z łóżka, przypomina praktyki średniowiecza i jest prowokacją przeciwników zbliżenia Ukrainy z Unią Europejską. "To średniowiecze, gdy do celi, do leżącego i chorego człowieka, który nie może się poruszać, przychodzi trzech prokuratorów, sędzia z asystentem i trzech ochroniarzy, którzy zamierzają prowadzić rzekomy proces sądowy. To straszne" - oświadczył deputowany Bloku Julii Tymoszenko, Andrij Pawłowski. "Te prowokacje, te tortury stosowane wobec Tymoszenko to operacja specjalna służb sąsiedniego państwa, by nie dopuścić do zaplanowanego 19 grudnia ratyfikowania umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. (Służby te) robią wszystko, by umowa ta nie została zawarta" - ocenił Pawłowski. Zdaniem ukraińskiego obrońcy praw człowieka Jewhenija Zacharowa do wyjazdowych rozpraw sądowych nie dochodziło nawet za czasów Stalina. "Władze nie zwracają uwagi już na nic. Ani na prawo, ani na jej (Tymoszenko) stan zdrowia, ani na zdrowy rozsądek" - oświadczył. Stronnicy Tymoszenko z bloku parlamentarnego jej imienia już drugi dzień blokują tymczasem trybunę Rady Najwyższej Ukrainy, domagając się zwolnienia ich przywódczyni z aresztu. Parlamentarzyści Bloku Tymoszenko chcą uchwalenia ustawy, która oczyści byłą premier z zarzutów, lecz nie zgadza się na to rządząca, proprezydencka Partia Regionów Ukrainy. Skazanie Tymoszenko na 7 lat więzienia poważnie zachwiało stosunkami między Ukrainą a UE, która uznała, że władze ukraińskie mają wybiórczy stosunek do prawa. Pojawiły się wątpliwości, czy podczas zaplanowanego na 19 grudnia szczytu Ukraina-UE dojdzie do parafowania umowy stowarzyszeniowej między Kijowem i Brukselą.