Chodzi o przedstawioną w listopadzie przez Komisję Europejską propozycję nowelizacji unijnej dyrektywy gazowej, która ma jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Inicjatywa ta mogłaby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. KE liczyła na to, że zmiany przepisów zostaną szybko przyjęte przez kraje unijne i Parlament Europejski. O ile w PE faktycznie widać determinację - prowadzący ten temat europoseł Jerzy Buzek (PO, EPL) przygotował już projekt raportu w tej sprawie - o tyle w Radzie UE, w której zasiadają przedstawiciele krajów unijnych, sytuacja wygląda inaczej. 11 stycznia odbyło się wprawdzie kolejne posiedzenie grupy roboczej reprezentantów państw, którzy rozmawiali o nowelizacji, ale jak wynika z informacji zebranych przez PAP z różnych źródeł dyplomatycznych, sprawa posuwa się do przodu bardzo powoli. Bułgarska prezydencja zdecydowała, że zwróci się do służb prawnych Rady UE, by wyjaśnić niektóre kwestie związane z dyrektywą. To spełnienie postulatów Niemiec, które domagały się analiz, dążąc do spowolnienia prac. Bułgarzy sami potwierdzają, że zmiany w dyrektywie gazowej nie są dla nich priorytetem. "Sprawa nie jest w programie prezydencji, ale ze względu na to, że dla niektórych państw członkowskich jest ważna, staramy się zbliżyć stanowiska" - powiedziało PAP bułgarskie źródło w Brukseli. Dyplomaci wskazują, że nie jest jasne, kiedy prezydencja przeniesie prace nad dyrektywą na poziom ambasadorów czy ministrów państw członkowskich. Niektóre krytycznie nastawione stolice kwestionują podstawę prawną zaproponowanych zmian czy przedstawione przez KE oceny wpływu. Dzieje się tak, mimo że ani służby prawne Rady, ani sama KE nie widzą potrzeby przygotowywania dodatkowych analiz. "Dyskusje trwają i niestety będą toczyć się raczej powoli. Martwi nas ta perspektywa. W tej chwili zamiast dyskutować o tym, jak zapewnić nam wszystkim większe bezpieczeństwo, koncentrujemy się na dysputach techniczno-prawnych" - powiedział PAP polski dyplomata w Brukseli. Oprócz Polski jak najszybszego przyjęcia przepisów chciałyby Dania, Szwecja, Wielka Brytania, Chorwacja, Litwa, Łotwa i Estonia oraz należące do Grupy Wyszehradzkiej Słowacja i Czechy, ale już nie Węgry. Z informacji przekazywanych przez dyplomatów wynika, że deklaracja chęci prowadzenia dalszych prac padła też ze strony sześciu innych krajów, w tym Francji i Włoch. Państwa krytycznie nastawione do zmian w dyrektywie (głównie Niemcy) argumentują, że mogłyby przez nią ucierpieć unijne kompetencje dotyczące zawierania umów międzynarodowych w dziedzinie energii. Inną z podnoszonych wątpliwości jest kwestia stosowania prawa unijnego i międzynarodowego w wyłącznych strefach ekonomicznych, przez które również będzie przechodził Nord Stream 2. Niemcy, które najgłośniej zabierają głos w tej sprawie, są popierane przez Austrię, Belgię i Holandię. Polska w swoich komentarzach dotyczących rewizji dyrektywy gazowej wskazuje, że zmiany wyeliminują wątpliwości prawne dotyczące przesyłu gazu z krajów trzecich. Z dokumentu, z którym zapoznała się PAP, wynika też, że Warszawa naciska na przeniesienie dyskusji z poziomu eksperckiego na polityczny. Nowelizacja dyrektywy gazowej z 2009 roku ma zapewnić, że wszystkie główne gazociągi wchodzące na terytorium UE będą działały zgodnie z unijnymi regułami. System przesyłowy gazu w UE reguluje trzeci pakiet energetyczny, który mówi m.in. o tym, że sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ten sam podmiot. Zgodnie z unijnymi przepisami do takiego gazociągu muszą mieć dostęp inne przedsiębiorstwa. Oznacza to, że rosyjski Gazprom musiałby pozwolić, aby z Nord Stream 2 korzystały również inne firmy zainteresowane przesyłem. Gdyby projekt rosyjskiego gazociągu został podporządkowany tym przepisom, inwestycja mogłaby stać się dla Gazpromu mniej opłacalna. Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km długości dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Moc przesyłowa to 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 roku, gdyż po tym roku Rosja zamierza przestać przesyłać gaz rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Rząd Niemiec wspiera Nord Stream 2, utrzymując, że projekt ten ma charakter biznesowy, a nie polityczny. W finansowaniu przedsięwzięcia uczestniczą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall oraz francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell.