Gambari spotkał się w niedzielę z przywódczynią opozycji birmańskiej Aung San Suu Kyi oraz pojechał do birmańskiej stolicy Najpjidawu z nadzieją na rozmowę Thanem Shwe, ale spotkał się tylko z innymi przedstawicielami junty, m.in. z ministrami kultury i informacji, generałami Khin Aung Myintem i Kyaw Hsanem. Przedstawiciel resortu informacji powiedział, że w poniedziałek Gambariego zaprosiły władze miasta Lashio, 400 km na północny wschód od Najpjidawu. - Gambari wyjechał dziś rano z Najpjidawu do Lashio. Wróci jutro i tego samego dnia spotka się z najwyższym przywódcą w Najpjidawie - oświadczył. Organizacja Reporterzy bez Granic i Birmańskie Stowarzyszenie Prasy zaapelowały w poniedziałek o "natychmiastowe uwolnienie" birmańskiego korespondenta japońskiego dziennika "Tokyo Shimbun" i trzech innych miejscowych dziennikarzy, o których słuch zaginął kilka dni temu. 56-letni Min Zaw został zatrzymany w nocy z czwartku na piątek w swoim domu w Rangunie. Organizacje obrony wolności słowa wyraziły też zaniepokojenie losem trzech "młodych" dziennikarzy pracujących w prywatnych tygodnikach birmańskich, którzy mieliby być "potajemnie przetrzymywani" przez siły bezpieczeństwa. Rozgłośnia radiowa birmańskich dysydentów Mizzima informuje tymczasem, że żołnierze birmańscy przeczesują ulice Mandalay, drugiego co do wielkości miasta Birmy, oferując mieszkańcom pieniądze za udział w demonstracji prorządowej, która miałaby się odbyć w poniedziałek lub wtorek. Za uczestnictwo proponują 3 tys. kiatów (2,20 USD), ostrzegając, że jeśli się nie zgodzą, będą musieli sami zapłacić 10 tys. kiatów (7,33 USD), żeby nie mieć "problemów". W Birmie przez prawie dwa tygodnie trwały masowe protesty przeciwko pogorszeniu się warunków życia po sierpniowych drastycznych podwyżkach cen paliw. Demonstranci, wśród nich mnisi buddyjscy, domagali się też powrotu demokracji w kraju rządzonym od 45 lat przez junty. Podczas rozpędzania przez siły birmańskie prodemokratycznych demonstracji w Ragunie zginęło co najmniej 16 osób, w tym dwóch cudzoziemców, a ponad 200 osób odniosło obrażenia. Od niedzieli ulice Rangunu i Mandalay były już praktycznie puste.