Za oznakę zbliżającej się sukcesji niektóre zachodnie media uznały nieoficjalne spotkanie najwyższych członków partii, które odbyło się w ubiegły weekend w nadmorskim kurorcie Beidaihe - tradycyjnym miejscu wypoczynku chińskich przywódców, gdzie podobne spotkania odbywały się od końca lat 50. Według "Financial Timesa" w kurorcie omawiano ostatnie szczegóły związane z sukcesją. Tymczasem chińska państwowa agencja Xinhua opisywała to wydarzenie jako niepolityczny wyjazd wypoczynkowy, podczas którego wiceprezydent kraju Xi Jinping spotkał się z wybitnymi naukowcami, artystami i robotnikami, których zaproszono do Beidaihe w nagrodę za dokonania zawodowe. Nowe pokolenie ma dojść do władzy w gładki sposób "Nikt nie wie, co się działo w Beidaihe, ani jak dokładnie wyglądają rozmowy na temat sukcesji. Na proces przekazania władzy składa się lobbowanie, rozgrywki i przepychanki. Proces ten nie jest przejrzysty, dlatego generuje pogłoski i spekulacje" - powiedział PAP komentator polityczny i profesor politologii na Miejskim Uniwersytecie Hongkongu Joseph Cheng. Zaznaczył jednak przy tym, że "przepychanki te wynikają z konwencji i nie są walką o władzę na śmierć i życie". Obecni przywódcy starają się, by przekazanie władzy kolejnemu, piątemu pokoleniu, odbyło się w sposób gładki i przewidywalny. Chociaż skład nowego kierownictwa zostanie ogłoszony dopiero jesienią, na 18. kongresie partii, nieoficjalnie wiadomo już, kto obejmie najwyższe stanowiska. "Nie należy liczyć na niespodzianki. Nazwiska te są dobrze znane. Jeżeli wszyscy obserwatorzy Chin sporządziliby listy, nazwiska na nich byłyby bardzo podobne" - powiedział politolog. Za następcę Hu Jintao na stanowisku prezydenta Chin i sekretarza generalnego partii uważany jest obecny wiceprezydent kraju Xi Jinping, natomiast miejsce premiera Wena Jiabao ma jesienią zająć obecny wicepremier Li Keqiang. Według źródeł "New York Timesa" spośród obecnych członków Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh - najważniejszego organu kierowniczego - swoje miejsca zachowają tylko Li i Xi. Jak pisze "Financial Times", w kręgach elit politycznych trwają dyskusje na temat możliwego zmniejszenia liczby członków Stałego Komitetu z dziewięciu do siedmiu osób, czyli do rozmiaru, jaki obowiązywał przed 2002 rokiem. Taki ruch ograniczyłby dostęp do najważniejszego organu KPCh osobom spoza ścisłego otoczenia obecnych przywódców, takim jak kojarzony z poglądami reformatorskimi Wang Yang, lider partii w prowincji Guangdong. Region ten uważany jest za najbardziej liberalną prowincję Chin, szczególnie w sferze gospodarczej. Do poważnych reform raczej nie dojdzie Nawet jeśli liczba członków komitetu nie zostanie zmniejszona, nowe władze będą miały bardzo ograniczone możliwości wprowadzania znaczących zmian w kraju. "Nowym przywódcom będzie bardzo trudno zainicjować jakiekolwiek poważne reformy. Ciężko im będzie przełamać opór konserwatywnych grup interesu. Poza tym, muszą się liczyć z obecnością partyjnej starszyzny, która niechętnie podchodzi do wszelkich większych zmian, ponieważ takie zmiany zdyskredytowałyby ją" - ocenił Cheng. Jego zdaniem w ciągu najbliższych dwóch lat nie należy się spodziewać żadnych poważnych reform, gdyż przed wykonaniem jakichkolwiek ruchów nowi liderzy muszą najpierw umocnić swoją władzę. Jedną z cech charakterystycznych dla chińskiej polityki jest fakt, że prominentni działacze partyjni nawet po odejściu na emeryturę zachowują istotne wpływy i biorą udział w sprawowaniu władzy. Typowym przykładem jest Deng Xiaoping, który - chociaż nie zajmował żadnego wysokiego stanowiska kierowniczego - w rzeczywistości rządził całym krajem. "Starszyzna wciąż ma spory wpływ na politykę, ale nie ma już w Chinach sytuacji, w której jeden człowiek, tak jak niegdyś Deng, mógłby sam podejmować wszystkie ważne decyzje. Obecnie starszyzna to kolektyw, wewnątrz którego występują zróżnicowane, ścierające się ze sobą poglądy" - powiedział profesor politologii. Jednym z najbardziej wpływowych przedstawicieli starszyzny jest dziś Jiang Zemin, który przechodził stopniowo na emeryturę w latach 2002-2004, ustępując oficjalnie miejsca obecnemu, czwartemu pokoleniu przywódców, z Hu Jintao na czele. Wkrótce na emeryturę przejdzie również Hu, który jednak, podobnie jak jego poprzednik, zachowa rozległe wpływy, a prawdopodobnie także funkcję przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej, mającej duże znaczenie symboliczne. "Hu będzie miał dużo do powiedzenia przy wyborze następnego pokolenia władz za kolejne 10 lat" - przewiduje Cheng. Zdaniem politologa na przebieg sukcesji nie będzie miał większego wpływu niedawny kryzys polityczny związany ze zdymisjonowaniem jednego z kandydatów do członkostwa w Stałym Komitecie Bo Xilaia, który do marca br. pełnił funkcję szefa partii w mieście Chongqing w środkowo-zachodnich Chinach. Został jednak zawieszony, gdy jego żonę oskarżono o zabójstwo brytyjskiego biznesmena, a jego samego zaczęto podejrzewać o nadużycia. "Wygląda na to, że sprawa Bo Xilaia została już rozwiązana. Hu Jintao poczynił ustępstwo, zgodnie z którym Bo nie będzie sądzony i zostanie jedynie ukarany dyscyplinarnie w ramach partii. Idąc na to ustępstwo, Hu zapewnił sobie wsparcie przy wyborze preferowanego przez siebie składu Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh" - powiedział w rozmowie z PAP hongkoński politolog Joseph Cheng. Z Kantonu Andrzej Borowiak