Niemiecka prasa krytykuje stanowisko Polski w sprawie przyjęcia uchodźców. Regionalny dziennik "Osttueringische Zeitung" przeciwstawia gotowość do niesienia pomocy uchodźcom ze strony niemieckiego społeczeństwa zdystansowanemu stanowisku wschodnich państw członkowskich Unii Europejskiej. Zdaniem komentatora tej gazety "w tych dniach krystalizuje się w Niemczech konsensus w sprawie przyjmowania uchodźców". Prawo do azylu "należy w Niemczech do kanonu praw podstawowych", a kto tego nie akceptuje, "łamie konstytucję". W obliczu setek tysięcy osób składających wnioski o azyl politycznych w Niemczech "Osttueringische Zeitung" zaleca jednocześnie, by te osoby, których podania nie są uzasadnione, jak najszybciej deportować do kraju pochodzenia. Trzeba też znacznie przyśpieszyć tempo rozpatrywania wniosków i jasno zdefiniować "bezpieczne państwa trzecie", z których nie powinno się przyjmować przybyszów chcących wystąpić o azyl. Zdaniem gazety na listę takich państw należy wciągnąć Kosowo, Albanię i Czarnogórę, ale nie Turcję. Natomiast "Europa musi porozmawiać o takich krajach jak Węgry czy Polska, które nie lubią uchodźców. Czy Europa musi tolerować w swoich szeregach państwa nie kierujące się wartościami?" - pyta retorycznie komentator zwracając uwagę, na to, że Niemcy "same nie będą w stanie przyjąć wszystkich ubiegających się o azyl na świecie". "Die Welt" w obronie polskiego stanowiska W innym tonie napisany jest artykuł wstępny w dzienniku "Die Welt". Jego autor, Gerhard Gnauck, krytykuje rozpowszechnione w niemieckich mediach wytykanie palcem Polski i wschodnich państw człokowskich UE. Zdaniem korespondenta "Die Welt" w Warszawie spór o uchodźców udowadnia, że nie ma jednej europejskiej opinii publicznej. Zresztą, "dlaczego Polacy mają tak samo myśleć i odczuwać jak Portugalczycy"? - pyta i zachęca niemieckich czytelników do zastanowienia się, skąd biorą się różnice w postrzeganiu kryzysu imigracyjnego. Zdaniem Gnaucka inne podejście Polaków do muzułmańskich imigrantów bierze się też z postawy "beze mnie", jak zauważa autor, rozpowszechnionej także w Niemczech w latach 50. Stąd argumenty typu "to nie my kolonizowaliśmy i nie my ostatnio zbombardowaliśmy Libię". "Dlaczego więc małe kraje na Wschodzie miałyby odpowiadać za konsekwencje 'zachodniej' polityki, która nie była nawet uzgodniona w łonie UE?" - pyta autor. Przytacza on też argument przeciwko przyjmowaniu muzułmanów, według którego nie będą się oni dobrze czuli w krajach, w których nie ma muzułmańskich tradycji ani meczetów. "To brzmi jak wymówka, ale z ręką na sercu - czy można ignorować, nazwijmy to, argumenty natury pragmatycznej? Polityka to sztuka działania podług realiów. Dobrze czuć muszą się nie tylko przyjmowani, ale też przyjmujący. Nie tylko w czasie przyjazdu na dworzec, lecz także później, kiedy nastanie szara codzienność" - pisze "Die Welt", przekonując, że debacie tej dobrze zrobiłoby "trochę więcej dalekowzroczności i uczciwości". opr. Bartosz Dudek, Redakcja Polska Deutsche Welle