Szef policji w Akwizgranie, Dirk Weinspach, powiedział w poniedziałek, że wysiedlenie ekologów z wioski byłoby - zgodnie z prawem - możliwe już od wtorku, ale tego dnia ma odbyć się spotkanie informacyjne w Erkelenz koło Luetzerath. Służby chcą zaczekać na jego wynik. Sauer powiedział, że jedynym miernikiem działań policji jest jej mandat prawny. Tłumaczył, że był przygotowany na "zachowanie powściągliwości w jak największym stopniu", ale funkcjonariusze nie powinni stać się "bezbronnym celem brutalnej przemocy". Policja przyznała, że czeka ją "trudna, wymagającą operacją o znacznym ryzyku". Kilka dni temu informowaliśmy, że spór o niemiecką wioskę, która ma ustąpić miejsca kopalni, wchodzi w decydującą fazę. W ubiegłym tygodniu doszło do starć między aktywistami okupującymi opustoszałe budynki a policją, która przygotowywała się do ich usunięcia z wioski. Pokłady węgla brunatnego, które znajdują się pod Luetzerath mają zabezpieczyć dalsze funkcjonowanie kopalni odkrywkowej Garzweiler należącej do koncernu RWE. Aktywiści stworzyli punkty oporu we wsi Kierujący akcją Wilhelm Sauer przypomniał w poniedziałek, że we wsi, która nie jest już zamieszkana, aktywiści zajęli budynki i wznieśli konstrukcje mieszkalne, podobne do domków na drzewie. Stworzyli także punkty oporu, takie jak okopy, doły i barykady. Policja szacuje, że liczba aktywistów w Luetzerath może dochodzić o ok. 300. Z kolei w Keyenberg koło Luetzerath różne grupy ekologów utworzyły "miasteczko protestacyjne", które ma być miejscem otwartym dla wszystkich, którzy chcą wesprzeć protest. Mają tu odbywać się warsztaty, wykłady i programy edukacyjne Sauer wyjaśnił, że "pokojowe, demokratyczne formy protestu" są "bardziej niż mile widziane" przez policję i będą przez nią wspierane i chronione. Zaznaczył jednak, że kamienne katapulty czy rzucanie kamieniami i petardami "wyraźnie przekraczają granice jakiegokolwiek akceptowalnego scenariusza". Podkreślił, że policja jest przygotowana zarówno na pokojowe demonstracje, jak i protesty, podczas których może dochodzić do przemocy. Dodał, że służby liczą się także z zajęciem przez ekologów samej kopalni, dużych urządzeń czy dróg transportowych. Zajęcie dużego sprzętu byłoby, jak zaznaczył, "wysoce niebezpieczne". Szef MSW Niemiec: Nie ma wyboru Minister spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii Herbert Reul (CDU) powiedział w porannym programie niemieckiej telewizji publicznej ZDF, że ma nadzieję, że po policyjnej akcji nie dojdzie znów do debaty na temat tego, czy była ona konieczna. - Nie ma wyboru - stwierdził. Posłanka Zielonych Kathrin Henneberger z Moenchengladbach wyraziła obawę, że podczas usuwania ekologów z wioski będzie wielu rannych. W rozmowie ze stołecznym radiem RBB stwierdziła, że protesty aktywistów są uzasadnione, bo nie powinno się wydobywać jeszcze więcej węgla. Wyraziła też nadzieję, że koncern RWE, "który jest za wszystko odpowiedzialny, przejrzy na oczy i raz jeszcze zasiądzie do stołu, by porozmawiać". Wiceprzewodnicząca Zielonych Ricarda Lang zaznaczyła, że deeskalacja konfliktu jest w obecnej sytuacji priorytetem. Mimo że koncern RWE ma w tym przypadku roszczenia prawne, udało się w wyniku negocjacji zapewnić, że wydobycie węgla w tym regionie zakończy się w 2030 roku i że kilka wiosek, w których nadal mieszkają ludzie, nie zniknie - podkreśliła Lang. - Niemniej jednak mam zrozumienie dla ludzi, którzy teraz tam demonstrują, dla frustracji, a przede wszystkim presji, by bardziej chronić klimat - podkreśliła. Również szef Urzędu Ochrony Konstytucji Thomas Haldenwang przestrzegł przed możliwymi zamieszkami podczas planowanej akcji w Luetzerath. W rozmowie z berlińskim dziennikiem "TAZ" powiedział, że pokojowe protesty są w demokracji uprawnione, ale "ruch protestacyjny w Luetzerath jest jednak bardzo niejednorodny". Aktywiści okupują Luetzerath już od dwóch lat. Redakcja Deutsche Welle Polska