W wyniku wypadku ze stycznia 2022 r. rannych zostało sześciu marynarzy, a pilotowi udało się bezpiecznie katapultować. Morze Południowochińskie. Spektakularny wypadek F-35C Marynarka musiała jednak przeprowadzić trudną akcję wydobycia zniszczonej maszyny. Amerykanie nie mogli pozwolić, by zatopiony egzemplarz F-35 zbyt długo pozostawał w wodzie, ponieważ istniało ryzyko przechwycenia go przez chińskie służby specjalne. Naszpikowany nowoczesnymi technologiami myśliwiec dostarczyłby Chińczykom cennych informacji na temat amerykańskich technologii wojskowych. Operacja wyciągnięcia wraku zajęła US Navy cały miesiąc. Przypomnijmy, że amerykańska marynarka regularnie prowadzi na Morzu Południowochińskim - gdzie doszło do wypadku - tzw. operacje swobody żeglugi, a Waszyngton sprzeciwia się roszczeniom terytorialnym Pekinu na tym akwenie, wspierając swoich sojuszników. Wyniki śledztwa Jak informuje Fox News właśnie ujawniono wyniki śledztwa amerykańskiej prokuratury. Jasno wynika z nich, że wina za spowodowanie wypadku spoczywa wyłącznie na pilocie. W raporcie napisano, że katastrofa spowodowała milionowe szkody poprzez uszkodzenie EA-18G Growler, który znajdował się na pokładzie lotniskowca. Ponadto kilkaset tysięcy kosztowała naprawa uszkodzonego poszycia i osprzętu "USS Carl Vinson". Ze śledztwa wynika, że tuż przed spowodowaniem wypadku pilot podjął się manewru, do którego nie był wystarczająco przeszkolony. Manewr "Sierra Hotel Break" polega na stopniowym wytracaniu prędkości przed lądowaniem dzięki obróceniu myśliwca o 360 stopni. Pilot zapomniał jednak po wszystkim wprowadzić maszynę w tryb automatyczny, ale postępował tak, jakby to zrobił. W efekcie pomimo ostrzeżeń od obsługi lotów, mężczyzna nie był w stanie zareagować we właściwy sposób. Co skończyło się kolizją z pokładem lotniskowca oraz wodowaniem maszyny wartej blisko 100 mln dolarów. Z informacji amerykańskich mediów wynika, że pechowy pilot pozostał w marynarce wojennej. Obecnie jednak został pozbawiony prawa do latania.