Lamara Johnsona skazano na dożywocie za zamordowanie Marcusa Boyda w październiku 1994 roku. Boyd został zastrzelony przez dwóch zamaskowanych osobników przed wejściem do domu Johnsona, który wielokrotnie powtarzał, że podczas zbrodni nie było go w środku. Sędzia z Missouri 14 lutego uchylił karę dożywocia dla mężczyzny, który spędził prawie 28 lat za kratkami. Prawomocny wyrok zapadł po tym, jak dwóch świadków dostarczyło materiał dowodowy, który wskazywał, że w momencie postrzelenia Marcusa Boyda, Johnsona faktycznie nie było w domu. Jak przekazuje BBC, po opuszczeniu sali sądowej na Johnsona czekali bliscy i przyjaciele, którzy przywitali go oklaskami. Od samego początku wierzyli w jego niewinność. Nieugięty prokurator Prawnicy, którzy reprezentowali Johnsona, skrytykowali prokuratora generalnego, który domagał się, by mężczyzna pozostał w areszcie. Adwokaci w swoim oświadczeniu przypomnieli, że prokurator "nigdy nie przestał twierdzić, że Lamar jest winny i było mu wygodnie, gdy umierał w więzieniu". W odpowiedzi na dokument, prokurator podkreślił, że swoim stanowiskiem "bronił prawa". Zbrodnia, której nie popełnił Na postanowienie sędziego wpłynął również fakt, że jeden ze świadków odwołał swoje zeznania, a inny z osadzonych przyznał, że to on zastrzelił Boyda. Nieoficjalnie: 42-latek poszukiwany za zabójstwo nie żyje. Zwłoki w hotelu