Po zamknięciu zgłoszeń kandydatów do francuskich wyborów parlamentarnych, które odbędą się 11 i 18 czerwca br. sondaże wskazują na dobrą dynamikę prezydenckiej partii La Republique En Marche (Republika naprzód - REM). Zamiar oddania na nią głosu deklaruje już aż 30 proc. wyborców. Niezbyt precyzyjne prognozy nie wykluczają, że zdobędzie absolutną większość. Daleko w tyle jest prawicowa LR z ok. 20-procentowym poparciem. Na podobny wynik może liczyć populistyczny Front Narodowy (FN). Na skrajnie lewicową "Francję nieujarzmioną" Jean-Luca Melenchona zamierza głosować 15 proc. wyborców. Mająca dotąd absolutną większość w Zgromadzeniu Narodowym PS otrzymałaby według niektórych sondaży jedynie 11 proc., a według innych tylko 6 proc. głosów. We Francji jednoosobowe okręgi wyborcze obsadzane są w głosowaniu, które ma dwie tury. W pierwszej zwycięża się z absolutną większością oddanych głosów, w drugiej, do której przejść mogą kandydaci, którzy zdobyli co najmniej 12,5 proc. głosów, większością zwykłą. Taka ordynacja powoduje, że partie mające wielu zwolenników, jak FN, z powodu sojuszu ich przeciwników w drugiej turze mogą być pozbawione reprezentacji parlamentarnej i odwrotnie, dzięki umowom międzypartyjnym, deputowanych mają bardzo niewielkie stronnictwa, jak Partia Komunistyczna, która zdobywszy nieco ponad 6 proc. głosów w 2012 r. wprowadziła do Zgromadzenia 9 deputowanych. W Zgromadzeniu Narodowym zasiada 577 deputowanych. Taką liczbę kandydatów mają LR i FN. Partia prezydencka nie obsadziła 51 okręgów po to, by ułatwić wybór tym socjalistom i członkom LR, którzy wejdą zapewne do przyszłej "większości prezydenckiej". Są wśród nich m.in. dwaj wywodzący się z LR ministrowie obecnego rządu oraz działacze prawicowi, którzy zapowiedzieli współpracę z nowymi władzami, jak Nathalie Kosciusko-Morizet i były socjalistyczny premier Manuel Valls. W sobotę wieczorem LR zorganizowała w Paryżu wielki wiec wyborczy, na którym przywódcy tej partii starali się zapanować nad kampanią, przezwyciężając "zakłócenia w odbiorze", jakie dla jej wyborców stanowi dokonywane przez prezydenta przemieszczenie układów na francuskiej szachownicy politycznej. Czołowa działaczka LR, przewodnicząca rady regionalnej Ile-de- France (region paryski) Valerie Pecresse wywołała gwizdy zgromadzonych, gdy przypomniała, że prezydent "mianował prawicowego premiera". Zmieniły się one w brawa, gdy zakończyła: "w takim razie dajmy mu prawicową większość". Entuzjazm uczestników wiecu nie był w stanie przesłonić nieobecności wielu znanych działaczy prawicowych. Pierre Lellouche, jeden z najbardziej szanowanych francuskich znawców spraw międzynarodowych i polityk prawicowy, który wystąpił z LR i nie stara się o odnowienie mandatu deputowanego, uważa, że Macron doskonale jak dotąd rozgrywa swą grę. "Brawa dla artysty" - powiedział w wywiadzie dla telewizji LCI. "Metoda Macrona mająca na celu wykończenie socjalistów i mocne nadwerężenie partii LR wydaje się być bardzo skuteczna" - ocenił. Zdaniem tego polityka wielu członków jego partii gotowych jest "wskoczyć w biegu do pociągu prowadzonego przez Macrona". "Królewskie resorty (MSW, MSZ, obrona) dostały się lewicy, kasa prawicy, a dla centrum zostawił Europę. Do tego dodał szacowne postacie spoza polityki. A wyborcy - zarówno prawicowi, jak i lewicowi - są zupełnie zagubieni, bo nie wiedzą z której strony atakować rząd, w którym są przecież reprezentowani" - wyjaśnił Lellouche. Jest to jednak jego zdaniem "sytuacja bardzo niebezpieczna", gdyż: "Jeśli nie ma już nowoczesnej lewicy i prawicy, jeśli opozycją jest tylko skrajna prawica i skrajna, najbardziej zajadła lewica, to co będzie, jeżeli temu rządowi się nie uda?".