Na Camerona jako zwycięzcę debaty wskazało 44 proc. telewidzów. Drugie miejsce zajął Miliband z 38 proc. ocen pozytywnych, a trzecie Clegg, którego poparło 19 proc. Trzej politycy odpowiadali przez 30 minut każdy na pytania wybranej publiczności w telewizyjnym programie politycznym BBC One "Question Time". Pytania dotyczyły m. in. niedotrzymanych obietnic wyborczych, bilansów poprzednich rządów oraz sposobu traktowania wyborców. Camerona pytano kilkakrotnie o planowane oszczędności budżetowe, w tym wydatków na opiekę społeczną, oraz o to dlaczego część Brytyjczyków musi obecnie korzystać z banków żywności. Premier uchylał się od szczegółowych wyjaśnień, gdzie będzie szukał oszczędności i argumentował, że najlepszym sposobem na uniknięcie cięć jest tworzenie miejsc pracy. - Nie twierdzę, że wszystko jest doskonałe. Mówię natomiast, że nie ukończyliśmy naszej pracy i dlatego właśnie tak mi zależy na kolejnych 5 latach - powiedział Cameron. Oburzenie po wypowiedzi Milibanda Milibanda atakowano za znaczne zwiększenie wydatków rządowych przez Partię Pracy kiedy była ona u władzy w latach 1997-2010. Przywódca laburzystów utrzymywał, że wydatki nie były przesadzone, mimo, że - jak podkreśla Reuters - rządy Partii Pracy pozostawiły największy deficyt budżetowy od czasu zakończenia II wojny światowej. Miliband wykorzystał debatę, aby podkreślić, że wolałby pozostać w opozycji, niż nawiązać współpracę ze Szkocką Partią Narodową (SNP), która dąży do oderwania Szkocji od Zjednoczonego Królestwa. Przywódczyni SNP Nicola Sturgeon wyraziła oburzenie tą wypowiedzią Milibanda. - Jeżeli on rzeczywiście to zamierza, to nie sądzę aby Szkoci kiedykolwiek przebaczyli laburzystom to, że zezwolili konserwatystom dojście do władzy - powiedziała. Reuters odnotował, że Miliband schodząc z podium, na którym odbywała się debata, potknął się, co odnotowali z satysfakcją jego przeciwnicy i prawicowe media. Wielką Brytanię czekają wyjątkowo zacięte wybory parlamentarne 7 maja. Rządząca Partia Konserwatywna idzie "łeb w łeb" z opozycyjną Partią Pracy. Według sondażu, ośrodka ComRes, opublikowanym na osiem dni przed wyborami, oba ugrupowania mogą liczyć na ok. 35 proc. poparcia.