Oskarżonym zarzuca się, że 2 stycznia w Zatoce Adeńskiej zaatakowali statek "Samanyulo", chcąc go porwać dla okupu. Załoga " Samanyulo" odparła atak, strzelając z rakietnic. Łódź motorowa piratów stanęła w płomieniach. Załoga duńskiego okrętu wyłowiła Somalijczyków z morza. Na początku lutego samolotem wojskowym przetransportowano ich do Holandii, ponieważ statek, który zaatakowali, płynął pod banderą Antyli Holenderskich (terytorium autonomiczne Holandii). Piraci nie ukrywają zadowolenia. "Dobrze się tutaj żyje" - powiedział 38-letni Sayid, usatysfakcjonowany warunkami w areszcie śledczym. Oczekuje kary więzienia i chce ten okres za kratkami wykorzystać do zdobycia wykształcenia zawodowego. - Poproszę władze, żeby nie odsyłano mnie z powrotem do Somalii. Tutaj (w Holandii) szanuje się prawa człowieka; chcę tu zostać - dodał pirat. Podoba mu się, że może pograć w piłkę i oglądać telewizję. Toaletę w celi uważa za coś wręcz fantastycznego. Bardzo smakuje mu jedzenie. Pozostali oskarżeni mają podobne odczucia i zamiary. Nie przeszkadza im zbytnio, że sąd w Rotterdamie odrzucił złożony przez obrońców wniosek, by Somalijczycy odpowiadali z wolnej stopy. Sąd uznał, że istnieje ryzyko, iż wróciliby do pirackiego procederu. Oskarżeni pochodzą z bardzo biednych rodzin. Wyjaśniają, że do piractwa popchnęła ich nędza i brak innych możliwości. "Kiedyś byłem rybakiem, ale w morzu nie ma już ryb" - mówi jeden z nich. Inny opowiada, że zmarło 11 z jego 16 dzieci. Piraci mówią o głodzie, wojnie w Somalii, braku pracy... Holenderscy prawnicy ostrzegają, że przykład postawionych przed sądem w Rotterdamie piratów może znaleźć naśladowców. Biedni Somalijczycy będą się pozwalali schwytać jako piraci, żeby dostać się na Zachód. Prawnicy podkreślają przy tym, że niespokojna, niestabilna sytuacja w Somalii praktycznie wyklucza deportowanie tam oskarżonych.