Polski MSZ zaleca szczególną ostrożność przy podejmowaniu podróży do Angoli, a Główny Inspektor Sanitarny apeluje, by w ogóle zrezygnować z wyjazdów w rejony dotknięte epidemią. Do zarażenia wirusem Marburg dochodzi w wyniku kontaktu z wydzieliną chorego - śliną, krwią czy łzami - i tylko wtedy, gdy występują u niego już widoczne objawy choroby. Niestety, zmorą służb medycznych są zwyczaje mieszkańców Afryki: niechęć do szpitali i przemywanie zwłok przed pogrzebem. W opanowaniu epidemii - jak mówi Polka pracująca w szpitalu koło Luandy - przeszkadza także postawa tamtejszych władz: zakażone rejony bardzo łatwo opuścić, a mieszkańcy Angoli przemieszczają się bardzo często. Na razie ognisko choroby występuje 300 kilometrów od stolicy Angoli, gdzie zagraniczni turyści docierają bardzo rzadko. Niepokojące doniesienia napływają także z Konga. Tam śmiertelne żniwo zbiera epidemia eboli. Na żaden z tych wirusów nie ma dotąd lekarstwa.