Radujew zmarł w pilnie strzeżonym więzieniu w Permie na Uralu. Według zastępcy ministra sprawiedliwości, Jurija Kalinina, na ciele zmarłego nie ma żadnych śladów przemocy, a oficjalne przyczyny zgonu partyzanta poznamy po sekcji zwłok. Natomiast cytowany przez agencję ITAR-TASS rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości Rosji, Borys Kaliagin, nie wykluczył, że jedną z przyczyn zgonu Radujewa było przestrzeganie przez niego postu w czasie Ramadanu. - Niewykluczone, że Radujew przeliczył się z siłami - powiedział rzecznik. W tym roku święty miesiąc muzułmanów zakończył się 5 grudnia. Rosyjski resort sprawiedliwości utrzymuje, że Radujew zaczął uskarżać się na złe samopoczucie następnego dnia. Do szpitala więziennego trafił 13 grudnia po południu. W styczniu 1996 roku Salman Radujew ze swoim odziałem partyzantów najechał na dagestańskie miasteczko Kizlar, położone w pobliżu granicy z Czeczenią. Wziął parę tysięcy zakładników i zabarykadował się w miejscowym szpitalu. Później przebijał się z powrotem do Czeczenii. Zginęło wówczas 78 cywilów, żołnierzy i milicjantów. Po akcji na Kizlar Radujew stał się jednym z najbardziej poszukiwanych czeczeńskich dowódców. Kilkakrotnie pojawiały się informacje o jego śmierci. W rzeczywistości w 1996 roku Rosjanom udało się go jedynie ciężko ranić. Po dwóch operacjach, jakie - według rosyjskich mediów - przeprowadzono w Niemczech, pozostała mu oszpecona twarz i sztuczny nos. Ponad dwa lata temu rosyjskie służby specjalne złapały Radujewa w Czeczenii. Został oskarżony m.in. o organizację zamachów terrorystycznych, bandytyzm, porywanie ludzi, branie zakładników i postawiony przed sądem w Machaczkale, stolicy Dagestanu. Na rozprawie prokurator generalny Ustinow stwierdził, że działania Radujewa nie miały charakteru politycznego - To był terroryzm porównywalny z działaniami Osamy bin Ladena. Sam Radujew nie przyznał się do winy. W grudniu ubiegłego roku został skazany na dożywocie.