Liczący 53-lata N'Dour uważany jest na Zachodzie za najwybitniejszego muzyka współczesnej Afryki. Pochodzący z biednych przedmieść Dakaru artysta, choć zrobił fantastyczną karierę w Europie i USA, nigdy nie wyjechał z Senegalu. Wychowany w tradycji griotów-wędrownych pieśniarzy (z tej grupy społecznej wywodziła się matka muzyka), N'Dour, jak król reggae Bob Marley z Jamajki, śpiewa o biedzie, niesprawiedliwości, korupcji i chciwości zaślepionych władzą polityków. Już jako nastolatek zdobył swoją muzyką mbalax (mieszanina jazzu, latynoskich rytmów, soulu i afrykańskiej muzyki ludowej) rozgłos w całym Senegalu i Afryce Zachodniej. Dla Zachodu odkrył go na początku lat 80. Peter Gabriel, znany z poszukiwań muzycznych inspiracji w innych kręgach kulturowych. W 1986 r. N'Dour wziął udział w nagraniu płyty Gabriela "So" i uczestniczył w jego światowej trasie koncertowej. Muzycy zaprzyjaźnili się tak bardzo, że Gabriel został ojcem chrzestnym jednego z synów N'Doura. Choć wprowadzony przez Gabriela na zachodnie sceny N'Dour grał z największymi muzykami - Bruce'em Springsteenem, Stingiem, Paulem Simonem, Lou Reedem, Bono, Branfordem Marsalisem - to największą sławę przyniósł mu w 1994 r. przebój pop "Seven Seconds", nagrany z Neneh Cherry. W rodzinnym Senegalu charyzmatyczny muzyk stał się nie tylko głosem ludu, ale też symbolem sukcesu. Nie tylko muzycznego, ale i finansowego. Choć nie ukończył szkół, został bogaczem. N'Dour pozakładał studia nagraniowe, w których pomagał młodym muzykom. Uruchomił bank udzielający pożyczek biedocie, otworzył klub nocny "Thiossane". Stworzył nawet koncern medialny, który oprócz gazet posiada też telewizję. Nigdy nie wahał się zabierać głosu w sprawach polityki. Uczestniczył w kampaniach Amnesty International, występował na koncertach dobroczynnych, został ambasadorem UNICEF. Po najeździe USA na Irak odmówił występów w Stanach. W senegalską politykę zaangażował się dopiero przed kilku laty, gdy jego dawny przyjaciel, opozycyjny weteran Abdoulaye Wade z ludowego bohatera zaczął się przeistaczać w dyktatora. "Był czas, gdy nazywał mnie swoim synem - przyznał N'Dour w wywiadzie dla "Jeune Afrique". - Jednak odkąd został prezydentem, nasze drogi się rozeszły. Kiedyś słuchał w stereo, a teraz odbiera tylko w mono, pozbywa się wszystkich, którzy mówią mu prawdę". N'Dour zaczął wytykać sędziwemu prezydentowi manię wielkości, oderwanie od rzeczywistości i skłonność do nepotyzmu, która kazała Wademu zabiegać o to, by władzę po nim przejął jego syn, Karim, znany z finansowych machlojek. Pod koniec 2011 r., gdy Wade, naruszając konstytucję zapowiedział, że będzie ubiegał się o trzecią kadencję prezydencką, N'Dour ogłosił, że zawiesza karierę muzyczną, by stanąć z nim do wyborczego pojedynku. Nie doszło do tego, ponieważ mianowani przez prezydenta sędziowie wykluczyli muzyka z prezydenckiej elekcji, uznając, że połowa z 10 tys. głosów zebranych pod jego kandydaturą została sfałszowana. N'Dour zaczął wówczas zabiegać o zjednoczenie beznadziejnie skłóconej opozycji, by wystawiła w wyborach wspólnego kandydata. Uczestniczył też w ulicznych demonstracjach, śpiewał z trybun "Nadim - odejdź!", straszył rewolucją, na wzór tej z Egiptu. Podczas jednej z demonstracji został postrzelony w nogę. To między innymi dzięki jego wysiłkom opozycyjna koalicja M23 w drugiej rozstrzygającej turzy wyborów prezydenckich w marcu zgodnie poparła 50-letniego Macky'ego Salla, a ten pokonał Wade'a, zdobywając dwa razy więcej głosów niż prezydent. Wojciech Jagielski